Było wpół do jedenastej w nocy, kiedy Meredith Jones
zgasiła światła i zamknęła drzwi kancelarii. Choć pracę skończyła dobre pięć
godzin temu, musiała zostać w biurze i zrobić porządek z dokumentami.
Przeglądając papiery znalazła błędy w rachunkach. Nie chcąc odkładać zadania na
później, musiała sama się z nimi uporać. Jako, że ostatnio marnie sypiała, była
już tak zmęczona, że z trudem skupiała się na zadaniu.
Ulice o tak później porze były opustoszałe i niesamowicie
ciche. Stukot jej wysokich obcasów roznosił się wokół głuchym echem,
harmonizując z odległym warkotem silników. Krok kobiety był miarowy i pewny,
niewzruszony panującą wokół ciszą.
Meredith mijała oświetlone witryny sklepów nie poświęcając im
uwagi. Była zmęczona, głodna i marzyła tylko o jednym: o długiej, gorącej
kąpieli i lampce wina.
Jej samochód był jedynym pojazdem zaparkowanym na niewielkim parkingu
za blokami. Oświetlały go dwie latarnie, z których jedna gasła co jakiś czas,
by ponownie rozbłysnąć z cichym buczeniem. Jej auto, stare czerwone volvo,
które już od dwóch lat zamierzała wymienić na lepszy model, stało pogrążone w
cieniu rzucanym przez gęste listowie rozłożystego dębu. Parkując tam rano
chciała oszczędzić sobie powrotu do domu w dusznym, nagrzanym wnętrzu, czego,
jak się przekonała, nie musiała się dziś obawiać.
Wsiadła do samochodu i przekręciła kluczyk w stacyjce. Silnik
ożył, ale auto nie ruszyło. Ponowiła próbę kilkakrotnie, zanim w końcu przyjęła
do wiadomości fakt, że jej staruszek wystawił ją do wiatru.
- Pięknie, wprost wspaniale – mruknęła zmęczonym głosem,
zatrzaskując drzwi. – I co jeszcze?
Dwie przecznice dalej był postój taksówek. Zrezygnowana
ruszyła w tamtą stronę, upewniając się uprzednio, że będzie w stanie spłacić należność.
Ostatnio krucho było u niej z kasą. Miała zaciągniętych parę kredytów i kilka
większych wydatków, więc z niezbyt pokaźnej pensji zostawało jej z grubsza na
tyle, by starczyło na najważniejsze potrzeby. W dodatku ta cała sprawa z matką…Gdyby
nie miała do pokonania pięciu kilometrów pewnie poszłaby pieszo, oszczędzając.
Nie miała jednak na to siły.
W połowie drogi do stukotu jej butów dołączyły cięższe,
szybsze kroki. Z początku Meredith nie zwróciła na nie uwagi, jednak w pewnym
momencie poczuła zaniepokojenie. Rzadko zawierzała intuicji, choć zarówno
ojciec jak i brat twierdzili, że to dobra rzecz, która nie raz ustrzegła ich
przed niebezpieczeństwem. Tym razem, nieco wbrew sobie, wiedziona instynktem,
postanowiła jej posłuchać.
Oprócz podążającej za nią osoby, wokół nie było nikogo innego.
Na postoju taksówek ktoś powinien być, najpewniej taksówkarz czekający na klienta.
Dla Meredith oznaczało to bezpieczeństwo.
Przyśpieszyła, choć nie odważyła się odwrócić. Po prostu szła
najszybciej jak mogła, biorąc pod uwagę prawie dziesięciocentymetrowe obcasy i
bolesne obtarcia na piętach.
Do pokonania miała już tylko jeden zakręt i niecałe
pięćdziesiąt metrów w prawo. Jednak zanim zdołała pokonać tę odległość,
ciemnozielony van bez rejestracji z piskiem opon zaparkował prawie na chodniku
obok niej, a z jego wnętrza wypadło dwóch mężczyzn w kominiarkach. Dla Meredith
był to sygnał do ucieczki.
Kobieta, która ustała na chwilę zaskoczona, ruszyła biegiem w
stronę skrzyżowania. Przeklinała zawadzające szpilki i wąską, elegancką spódnicę, mającą ponoć idealnie podkreślać
jej zgrabne cztery litery i długie nogi. To z ich powodu w raptem kilka sekund
została powstrzymana, złapana przez wysokiego mężczyznę, który przyłożył jej
dłoń do ust, powstrzymując od spóźnionego krzyku. Drugą złapał ręce i
przycisnął do piersi. Meredith zaczęła się szarpać, próbując wyrwać z uścisku.
Z trudem oddychała; napastnik miał wielką, silną dłoń, którą zakrywał nie tylko jej usta, ale również nos.
- Cicho, maleńka – szepnął mężczyzna. Jego gorący oddech nawet
mimo skrywającego twarz materiału muskał jej policzek. – Spokojnie, nie chcę ci
zrobić krzywdy… Na razie.
Zaczął ją ciągnąć do tyłu. Z pomiędzy jego palców wydobył się
stłumiony jęk. Meredith starała się opierać, jednak jedyne, na co było ją stać,
to przerzucenie całego swojego ciężaru na mężczyznę. Ten nawet nie zwrócił na
to uwagi.
Kobieta wylądowała w aucie, z którego usunięto tylnie
siedzenia. Została brutalnie rzucona na metalową podłogę. Nim zdołała się
pozbierać, drzwi się zatrzasnęły, a obuta w wojskowe buty noga wylądowała na jej
plechach, przyciskając do ziemi.
Samochód ruszył z miejsca.
- Zwiąż ją – rozkazał mężczyzna stojący nad nią, opierający
się o ścianę, by utrzymać równowagę w pędzącym pojeździe.
Do wykonania polecenia ruszyła się smukła, wysoka postać.
Również niewątpliwie mężczyzna, którego szczupła twarz pozostawała ukryta. Wyjął
zza paska spodni plastikowe kajdanki, które skuł na jej dłoniach od tyłu, nie
zważając na protesty wciąż przygwożdżonej kobiety. Kiedy właściciel nogi usunął
ją z pleców Meredith, mężczyzna posadził ją brutalnie, oparł o ścianę i patrząc
jej prosto w oczy ogłuszył ją jednym, precyzyjnie wymierzonym ciosem.
Ten w wojskowych butach westchnął z zadowoleniem ściągając
kominiarkę. Jego ciemne, gęste włosy sterczały zmierzwione. Spoglądał z satysfakcją
na nieprzytomną postać, której szara spódnica podciągnęła się podczas
szamotaniny odsłaniając szczupłe uda.
- Dobra robota – stwierdził. – Teraz do punktu zmiany i prosto
do domu.
Telefon rozdzwonił się w torebce kobiety, odtrąconej pod fotel
kierowcy, przerywając pomruk zadowolenia, który rozszedł się wśród czwórki
mężczyzn.
Blondyn, który ogłuszył Meredith podniósł ją i odszukał w
licznych kieszeniach. Podał ją brunetowi bez słowa. Ten spojrzał na wyświetlacz
i zagwizdał przez zęby.
- No proszę, ktoś tu się śpieszy – mruknął z rozbawieniem,
rozłączając się.
Wysoki, szczupły mężczyzna stał przed drzwiami piętrowego
domu, uparcie wciskając przycisk dzwonka. Regularne dzwonienie dobiegające ze
środka świadczyło, że mechanizm się nie zepsuł, jednak usilne próby nie
sprawiły, że właścicielka domu otworzyła drzwi. W końcu mężczyzna się poddał,
zszedł ze schodków i zaczął okrążać dom. Jednak zarówno drzwi kuchenne jak i
tarasowe były zamknięte, a dodatkowego klucza do frontowych nie mógł znaleźć.
Zrezygnowany wyciągnął komórkę i wybrał numer.
Stał na chodniku oświetlony mdłym światłem latarni, słuchając
sygnałów. Był wysoki, szczupły, niemal chudy, jednak zawsze miał problem z
przybraniem na wadze. Gdyby nie siła i sprawność fizyczna, pewnie nie dostałby
się do policji.
W pewnym momencie sygnał się urwał. Mężczyzna był zaskoczony.
Przez chwilę przyglądał się telefonowi w wyciągniętej ręce, zastanawiając się,
co takiego sprawiło, że jego siostra tak go potraktowała. Spróbował sobie
przypomnieć, czy niczym ostatnio jej nie uraził, jednak nic nie przyszło mu na
myśl.
Spróbował raz jeszcze. Tym razem telefon był wyłączony i
odezwała się poczta głosowa. Trochę speszony nagrał się na sekretarkę.
- To ja, Henry… Słuchaj, musimy się spotkać pogadać. Stało się
coś strasznego. Mama… Nie, to nie jest rozmowa na telefon. Oddzwoń, kiedy to
odsłuchasz, dobrze? I możesz mi powiedzieć, co takiego zrobiłem, że się
rozłączasz? No w każdym razie… cześć. Zadzwoń do mnie.
Wyszło to nieco kulawo, jak zwykle gdy nagrywał się na pocztę.
Czuł się przy tym nieswojo, tak jakby gadał do siebie, co oczywiście w pewnym
sensie było prawdą.
Mężczyzna przez chwilę patrzył na dom siostry, po czym
odwrócił się i podszedł do auta. Gdy już odjeżdżał, jego telefon zadzwonił.
- Henry Jones, słucham?
- Henry, tu Patrick – rozległo się w słuchawce. - Przyjedź jak
najszybciej na Perth St..
- Co się stało?
- Pewna kobieta zgłosiła, że widziała porwanie. – Po chwili
ciszy dodał: - Z tego co udało nam się ustalić, to była twoja siostra.
Oszołomiony mężczyzna w ostatniej chwili wcisnął hamulec, o
włos unikając zderzenia z błękitną hondą. Plastikowy kubek z resztkami kawy
przewrócił się i ochlapał tapicerkę fotela.
- Cholera, co mówiłeś? Powiedz, że się przesłyszałem –
poprosił, siląc się na spokój.
Przez chwilę Patrick milczał.
- Nie stary, przykro mi. Porwano twoją siostrę i jak na razie
nie wiemy gdzie ani kto.
- Zaraz tam będę.
Henry Jones włączył kogut i wciskając pedał gazu do granic
możliwości, popędził ulicami miasta.
Z zaciśniętymi ustami modlił się w duchu, aby to nie było
prawdą, lecz wielką pomyłką. Niedawno dowiedział się o śmierci matki, a teraz
porwano mu siostrę. Pechowy dzień.
To opowiadanie będzie dłuższe od poprzednich gdyż będzie miało więcej niż jedną część. Reszta pojawi się w nieznanym bliżej terminie, z tej prostej przyczyny, że w tej chwili mam jedynie to plus plan w głowie.
Pozdrawiam.
Ostatnio edytowane: 02.06.2014r.
To straszne ;o
OdpowiedzUsuńAlbo mi się wydaję, albo Ty piszesz same kryminały xd
Chociaż mnie się bardzo podobają ♥
Oby znaleźli "uprowadzoną" ::)
Do następnego :*
among-the-people.blogspot.com
Mam do nich wielka słabość.
UsuńNic niezdradzę, by nie zepsuć końcowego zaskoczenia.
Już na sam wyraz Część pierwsza, zacierałam ręcę, bo w końcu piszesz coś dłuższego, coś, co mnie zaciekawi i do czego wrócę ;) Nie mam nic do historii jednoczęściowych, ale czasem fajnie się tak pozastanawiać nad dalszą częścią i pomyśleć, co się wydarzy. Dlatego skaczę z radości do sufitu, mimo iż jestem głodna jak wilk ;D. A więc, widzę akcję, wow! Się rozpędziłaś! Babo, od poprzedniego wpisu zaczyna mi się to podobać jeszcze bardziej. Kolejny temat warty mojej uwagi, super! Obyś i na tym nie skończyła, bo ja lubię realia tak samo jak i fantastykę. Ok, ok, jedziemy. Cóż, skąd ja znam prace po godzinach? I w dodatku za niską pensję. Hah! Trafiasz w sedno, nie ma co! Scena z autem jedynie wydała mi się taka mało wiarygodna. Bo ja w sumie bym chyba waliła po kierownicy starego rzęcha, zanim zdecydowałabym się na taksówkę. Serio, potrafiłabym stać tak pół godziny i się użalać i kombinować, żeby w końcu zapalił, a ona rach ciach i już pędziła na taxi. Takie to, hm… nie realne.
OdpowiedzUsuńIdąc w kusej spódnicy czegoż mogła się spodziewać? Dlatego ja jak wracam po nocach do domu nigdy nie ubieram się wyzywająco albo prowokacyjnie. Oj, już nie raz moja chora wyobraźnia stwarzała mi takie obrazy w głowie, nie raz uciekałam przed czarnym samochodem, dlatego mam to w nosie i się nie włuczę.
Cieszę się, że bohaterka ma brata policjanta – zawsze to dodatkowy plus do zajebistości no i szybciej coś wskóra.
Panowie porywacze – przypuszczam, że na handel chcą ją zawieźć. Oj, nie ładnie.
I tak się zastanawiam – tytuł mówi o rewanżu. Ciekawa jestem, cóż to za rewanż będzie?
Kurdę, ty znowu mnie babo czarujesz tymi krótkimi, prostymi linijkami, które są tak wiarygodne, że ja ci wierzę. Wierzę, we wszystko co mi sprzedajesz tutaj! Równie dobrze mogłabyś pisać o gumie do życia, a ja bym ci to przeczytała z przejęciem. Bo cholera masz do tego smykałkę! Oj, pisz lepiej tą kolejną część/. Mam nadzieję, że też będzie zawierać tyle akcji i dynamiki w sobie, bo to lubię najbardziej!
Pozdrawiam!
Kombinowanie nad starym rzęchem po wyczerpującym dniu pracy, kiedy człowiek jest wykończony i do tego nie jest mechanikiem, wydaje mi się raczej mniej prawdopodobne niż zostawienie tego na rano i szukanie taksówki.
UsuńMożna by się tutaj kłócić, ja zawsze kopię swojego starego rzęcha, zanim nie zapali xD
UsuńNie tylko Ty skakałaś, Mio. Kiedy pzreczytałam Twój komentarz prawie wzleciałam - niestety, siła grawitacji jest bezwzględna i nie odpuszcza. Myślę, że będą tutaj z trzy rozdziały. Nie powiem dlaczego ją porwali i o co chodzi z tym rewanżem. To moja słodka tajemnica.
UsuńMeredith była już zmęczona i chciała jedynie wrócić do domu. Dlatego nei traciła czasu przy aucie. Co do włóczenia się samotnie po nocy... Nie miała większego wyboru. Kobieta jest też dość praktyczna i raczej żadko wpada w panikę, czy pozwala żądzić sobą strachowi i intuicji. W dodatku wyczerpanie nie najlepiej wpływa na funkcjonowanie muzgu.
Kolejna część będzie (w sprzyjających warunkach) do końca tygodnia.
A więc znowu nabrałaś pary do czegoś dłuższego. Super. Lubię to jak potrafisz zbudować klimat.
OdpowiedzUsuńTeraz się będę zastanawiała czy im chodziło konkretnie o Mederith (podoba mi się strasznie to imię) czy szukali po prostu jakiejś nieostrożnej dziewczyny, która się im nawinie. Chociaż stawiam na pierwsza opcję, dziewczyna pracuje w kancelarii plus znalazła jakieś nieprawidłowości. To daje masę potencjalnych motywów do porwania.
to wina pomysłu: wpadł mi do glowy i nie chciał puścić, więc w końcu się poddałam i zaczęłam go realizować ;P
UsuńCiekawy pomysł. Niestety nie zgadłaś. Odpowiedź jest bardziej skąplikowana i ukryta głębiej.
Hejka.
OdpowiedzUsuńNo tak, zapowiada się fajnie. No ale...
Niepoprawną formą jest te Twoje "wpół do dwudziestej trzeciej". Przewertowałam gramatykę polską i niestety tak wyszło ( nie chciałam zrobić z siebie wariata nie mając racji). Druga sprawa, jak mają kajdanki to powinni ją skuć, nie związać ( ot, takie moje zboczenie, dosyć się nasłuchałam ojca i kuzynów jak opowiadali o swojej pracy). No chyba że to totalni amatorzy, choć mi się nie wydaje.
Kolejna sprawa. Kochanie Ty moje, piszesz bardzo zgrabne opowiadanka, spójne, logiczne i bez błędów ortograficznych. Za to komentarze! Czasem mi zęby cierpną jak widzę te byki. I nie mówię o literówkach, czy innych nieistotnych rzeczach, ale właśnie o ortografii.
To tyle i oczywiście czekam na następną notkę , bo zemstę najlepiej smakuje się na zimno ( tak przynajmniej odczytałam tytuł tego opo).
Pozdrawiam. Ada.
Wiem, wiem, moja wina, moja bardzo wielka wina... Jednak często zdarza mi się zapominać, lub po prostu śpieszyć. Zwykle staram się sprawdzać poprawność. Od tej chwili będę przykładać się do tego o wiele bardzej.
UsuńDziękuję za krytykę. Poprawię się.
Dzisiaj troszkę zwrócę uwagę na błędy, gdyż kilka rzuciło mi się w oczy. Po pierwsze ten początek: „Było pół do dwudziestej trzeciej”- brzmi to strasznie sztucznie, prawda? Lepszą formą jak dla mnie jest wyrażenie „wpół do”. I nie zgodzę się z moją przedmówczynią, że jest to forma niepoprawna. Być może informacji zasięgnęła tylko w jednym źródle, ja nauczona doświadczeniem sprawdziłam w kilku. Obie formy są poprawne. Co prawda różnią się tym, że jedna „wpół do” jest częściej zauważana w języku potocznym i przeważa nie tylko w tekstach mówionych ale również i w pisanych. Z tą formą, którą obecnie użyłaś spotkałam się szczerze powiedziawszy po raz pierwszy i dlatego musiałam to sprawdzić bo brzmiało to dla mnie obco. Myślę, że z używaniem tego pojęcia jest dokładanie tak samo, jak z problemem wyrażania się czy idę „na dwór” czy „idę na pole”. Różni ludzie różnie się wypowiadają a zależy to głównie od miejsca pochodzenia, bo w każdym rejonie naszego kraju dobiera się nieco inne słowa na to samo. W każdym bądź razie mój leksykon ortograficzny, który stoi na półce twierdzi, że forma „wpół do” jest poprawna i według mnie możesz jej spokojnie używać :)
OdpowiedzUsuń„Jej samochód był jedynym zaparkowanym na niewielkim parkingu za blokami.”- to zdanie jest trochę niezgrabne, wydaje mi się, że zgubiłaś tu po wyrazie „jedynym” słówko „pojazdem”, wtedy to zdanie miałoby ręce i nogi.
„Kobieta wylądowała w aucie, z którego usunięty tylnie siedzenia.”- powinno być usunięto.
„ Do wykonania polecenia ruszyła się szczupła, wysoka postać. Również niewątpliwie mężczyzna, którego szczupła twarz pozostawała ukryta.”- tu z kolei mamy powtórzenie.
Przepraszam, że troszkę powytykałam Ci błędy, zazwyczaj ich nie zauważam, ale gdy mi się to już zdarzy staram się je pokazać, by w przyszłości wiedzieć na co należy zwrócić uwagę.
Opowiadanie to jednak nie tylko sama poprawność ortograficzna, interpunkcyjna czy dbanie o logikę. Dziwi mnie to, że moja przedmówczyni wyciągnęła raptem dwa błędy z których jeden nie do końca okazał się faktycznym. Opowiadanie to również akcja, dlatego i jej chciałam poświęcić chwilę. Pomysł bardzo mi przypadł do gustu. Jak dla mnie opis porwania i wydarzenia mówiącego, że gdy bohaterka odkryła, że jej samochód odmówił współpracy, skierowała się w stronę postoju taksówek wydał się jak najbardziej realistyczny. Gdyby to był środek dnia spierałabym się, że bohaterka powinna wezwać kogoś znajomego, kto zna się na rzeczy i uruchomiłby jej ten sprzęt. Ewentualnie mogłaby też zadzwonić po lawetę, by jej auto odwieźli do warsztatu samochodowego. Ale skoro zbliżała się już taka późna pora to nie miała na kogo liczyć.
Bardzo się ucieszyłam, kiedy mogłam przeczytać, że to opowiadanie będzie miało jeszcze swoje części. Fabuła przypadła mi do gustu i mam przeogromną nadzieję, że na część drugą nie będę musiała czekać długo. :)
Jeszcze taka moja mała rada ode mnie dla Ciebie. Faktycznie w komentarzu, pod którym odpowiedziałaś na to co napisała Mia znajduje się kilka nieładnych błędów ortograficznych. Wiem, że czasem jak piszemy to czegoś na zauważymy, albo nauczyliśmy się dane słówko pisać źle i to paskudne przyzwyczajenie weszło nam w krew. Dlatego polecam Ci, żebyś nawet odpowiedzi na komentarze pisała sobie w wordzie i po napisaniu zobaczyła sobie, które wyrazy zostały podkreślone. Wtedy będziesz mogła wyłapać z czym masz problem i nad czym musisz jeszcze popracować. Pisz tak długo aż w końcu program nie podkreśli Ci ani jednego wyrazu. Ważne byś podczas tego pisania nie poprawiała błędów bezmyślnie, tylko przyjrzała się dokładnie o jaki rodzaj błędu chodzi i jaki to jest wyraz.
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo motywacji do dalszego ćwiczenia się w naszym trudnym ojczystym języku :)
Za ich wskazanie jestem bardzo wdzięczna. Sama - jak widać - często ich nie dostrzegam, więc zawsze się cieszę, kiedy ktoś je wytyka.
UsuńTym razem postaram się dociągnąć do końca. Nie będzie to nic zbyt rozbudowanego, jednak dłuższe i bardziej złożone niż poprzednie.
Co do błędów - nie mam prawdziwego usprawiedliwienia. Trochę się śpieszyłam, rodzina poganiała, a ja byłam podekscytowana taką pochwalą, którą od niej otrzymałam. Do rady się zastosuję.
Dziękuję za wszystko.
Powinno być wpół do dwunastej w nocy, w innym wypadku można to zaliczyć do błędów gramatycznych. Autorka jest inteligentna, więc nie muszę jej to wykładać łopatologicznie. Więc Leno może trzeba czytać podręczniki uważniej?
UsuńCóż, sądziłam, podobnie jak Lena, że błędem jest "wpół do". Myślę, że obie się na tym skupiłyśmy, nie zwracając większej uwagi na samą godzinę. Dziękuję, że wskazałaś konkretnie.
UsuńCóż, sądziłam, podobnie jak Lena, że błędem jest "wpół do". Myślę, że obie się na tym skupiłyśmy, nie zwracając większej uwagi na samą godzinę. Dziękuję, że wskazałaś konkretnie.
UsuńWpół, pół, w pół - obojętnie, której użyjesz, będzie dobrze. Wracając do tego czasu. Chyba umiejscowiłaś akcję w Stanach, a mnie się wydaje, że oni używają do określenia godziny cyfr od 1 do 12 , z dopiskiem a.m. lub p.m. Tak przynajmniej gdzieś tam mi się kołacze po głowie.
UsuńZ tym zawsze miałam problemy. Tak jak kocham pisać o Stanach, tak nienawidzę używanego tam języka. Nigdy nie miałam do niego smykałki ani większych chęci, by się go poduczyć.
UsuńCieszę się, że w końcu mam okazję przeczytać jakiś dłuższy twój tekst (co w żadnym wypadku nie znaczy, że krótsze formy nie przypadły mi do gustu, wręcz przeciwnie). Akcja, jak widać, rusza z kopyta od samego początku, niemniej nie czuję się, jakby pociąg odjechał beze mnie. Przeciwnie, mimo bardzo krótkiego wstępu udało Ci się zatopić czytalnka w swoim świecie.
OdpowiedzUsuńW najbliższym czasie zabieram sie za drugą część.
Dziękuję. Mam nadzieję, że kolejna nie okaże się rozczarowująca.
UsuńTworzysz normalne, żywe i wiarygodne postacie, a to Ci się chwali. Zdecydowanie łatwiej polubić osobę, która tak jak większość ludzi pracuje całymi dniami, zostaje po godzinach w pracy i w dodatku dotykają ją zwyczajne, codzienne problemy, jak chociażby zawodzący nas samochód, który za cholerę nie chce odpalić. Można się wściec w takiej sytuacji.
OdpowiedzUsuńZastanawiać się można długo dlaczego to akurat ta konkretna kobieta została porwana. Zemsta za złamanie serca w młodości? Niespełniona fantazja kilku zboczeńców o porwaniu i grupowym gwałcie? Zemsta na córce lub wnuczce za to, co jej rodzina mogła kiedyś zrobić innej? Zwykła potrzeba wzbogacenia się na okupie? Może poszukiwanie kolejnych "chętnych" członków do sekty? Wszystko może być możliwe.
Przypadkowo musiałem usunąć Twojego bloga z listy obserwowanych przeze mnie. Robiłem niedawno czystki - te, które nie ciekawiły mnie już albo żadne nowe teksty nie pojawiały się od dłuższego czasu po prostu wyrzucałem. I chyba Twój się zaplątał.
A.J.
Choć miło czasem poczytać o idealnym świecie, idealne postacie już nie są takie wspaniałe. Gdy wszystko idzie im jak po maśle, to dopiero jest irytujące.
UsuńKażda opcja jest możliwa. Można wymyślić ich jeszcze parę. Nie podam jednak prawdziwej odpowiedzi, nie zepsuję niespodzianki.
Nie ma sprawy, różnie bywa.