Witam!
Ostatni post był jakiś czas temu, a następny rozdział "Słodkiego smaku rewanżu" jest dopiero w początkowym stadium i rozwija się dość wolno, więc aby już zbytnio nie zwlekać postanowiłam wstawić to oto krótkie opowiadanie. Napisałam je jakiś czas temu, jednak bez zamiaru wstawienia na bloga.
Pierwszy raz
byłem przy tym kiedy miałem pięć lat. To było w nocy. Spałem na górze, w swoim
pokoju. Zbudził mnie jednak hałas. Nie myślałem wiele; wstałem i poszedłem
sprawdzić co się dzieje. Zawahałem się, kiedy usłyszałem krzyk matki: pełen
rozpaczy, strachu i bólu. Potem do tego doszły wrzaski rozsierdzonego ojca.
- Ty dziwko!
Puszczałaś się na prawo i lewo kiedy byłaś sama i teraz też to robisz, co?! Ten
zawszony bachor pewnie nawet nie jest mój.– Po niewyraźnej mowie, poznałem, że
jest pijany. Zostałem więc na schodach; przykucnąłem przy barierce. Stamtąd
widziałem salon oświetlony wyłącznie przez światła z kuchni. Widziałem również
ojca; był niski, przysadzisty, ubrany w pognieciony już garnitur, który rano
był w nienagannym stanie. Gęste włosy w nieładzie sterczały mu na głowie. Nie
od razu dostrzegłem matkę, skuloną przed nim na podłodze. Ręce wznosiła do
góry, chcąc się obronić przed ciosami ojca, który okładał ją bezlitośnie
skórzanym pasem. A ona krzyczała przez łzy, zwijając się z bólu.
Chciałem do
niej podejść. Pragnąłem jej pomóc. Jednak za bardzo się bałem, aby zrobić
cokolwiek. Cokolwiek poza wróceniem do pokoju i schowania się pod kołdrą.
Ukryty w ciemnym, złudnie bezpiecznym kokonie zatkałem uszy, nie chcąc już
niczego słyszeć.
Gdyby ktoś się
mnie spytał, dlaczego nic nie zrobiłem, odpowiedziałbym: „Miałem tylko pięć
lat. Byłem słabym, zlęknionym chłopcem. Co mogłem zdziałać przeciw niemu?” Ale
to nie była prawda. Uciekłem, bo nie chciałem, aby znów mnie uderzył.
Rano wszyscy
zachowywaliśmy się tak, jakby nic się nie stało. Mama, choć wyraźnie obolała, z
uśmiechem podała mi śniadanie, ojciec spokojnie czytał gazetę, a ja nie
przyznałem się do tego co widziałem.
Potem coraz
częściej dochodziło do awantur. Ojciec co rusz się spijał, a kiedy był
zachlany, był też agresywny. Staraliśmy się więc z mamą unikać go, jak tylko
było można i nie robić niczego, co mogło wywołać jego złość. Choć niewiele do
tego było trzeba.
Pamiętam jak
raz, niedługo po tamtym zdarzeniu, zbił mnie za to, że nie pościeliłem łóżka. I
to nie był lekki klaps na pouczenie, tylko mocne, piekące uderzenie pasem. Od
tamtej pory każdego ranka moja pościel zawsze była idealnie zasłana, bez ani
jednej fałdki czy zgniecenia.
Było wiele
podobnych incydentów. Do dziś mam ślady jego przemocy; blizny, które na każdym
kroku przypominają mi przez jakie piekło przeszedłem. Czasem chciałbym się ich
pozbyć, a innym razem… Cóż, one dodają mi siły. Przeszedłem przez to, więc jakim
wyzwaniom miałbym nie sprostać?
Ta przemoc i
ten strach trwały przez lata. Raz nawet uciekłem z domu. Ale wróciłem, kiedy
zadzwoniła do mnie mama. Była zastraszona, przymuszona do tego. Ojciec pewnie
się domyślał, że tylko z nią będę rozmawiał, a każdy telefon od niego
zignoruję. I podziałało. Jeszcze tego samego dnia wróciłem. Po powrocie tak
mnie zlał, że prawie przez tydzień nie byłem w stanie zwlec się z łóżka. Nigdy
więcej nawet tego nie próbowałem. To było zbyt samolubne - zostawić ją sama z tym potworem.
Jeśli chodzi
o naszą rodzinę, sąsiadów … Mógłbym się łudzić, że oni nic nie widzieli, że nie
dostrzegali jak źle się dzieje u nas w domu. Ale nie chcę kłamać. Oni to
ignorowali, łaknęli kłamstw, niezdarnych i oklepanych wymówek jakimi
częstowaliśmy ich z mamą, by wytłumaczyć siniaki i rany zadawane przez ojca.
Chcieli wierzyć, że nasza rodzina jest wzorowa, że ojciec – ważna szycha w
mieście – jest kochającym mężem i troskliwym tatą. A nawet jeśli były co do
tego jakiekolwiek wątpliwości… Sprawa była taką tajemnicą poliszynela – snuto
liczne domysły, ale o nich nie rozmawiano.
I tak mijały
lata pełne kłamstw, pozorów, oszukiwania samych siebie. Nikt nam nie pomógł.
Jedynie szkoła się tym zainteresowała. Wuefista zobaczył kilka razy siniaki na
moich rękach. Zgłosił to do wychowawczyni; ta zaprosiła na rozmowę rodziców. Sytuacja
nie była zbyt ciekawa; sprawa była bliska wyjścia na jaw. Jednak ojciec
załagodził całą sytuację, wyciszył szum, jaki powstał wokół tego. Dlaczego nic
z mamą nie zrobiliśmy? Sam nie wiem. Może byliśmy za bardzo zastraszeni. Ojciec
tak bardzo wpłynął na naszą psychikę, że niemal czuliśmy przymus, by go kryć.
Chore. Niewytłumaczalne. Ale realne.
A koledzy ze
szkoły… Nie miałem ich wielu. Z dwóch powodów. Po pierwsze: nie wielu chciało
mieć ze mną kontakt; byłem powszechnym obiektem drwin. Moje szkolne życie było
więc ciężkie i mało przyjemne. Ale i tak wolałem być w szkole, niż w domu,
kiedy był tam i ojciec.
Ten drugi
powód… Cóż, sam stroniłem od towarzystwa, nikomu nie dając większej szansy, by
nawiązał ze mną bliższą znajomość. Nie chciałem się przed nikim tłumaczyć,
ukrywać kontuzji… Przyniosło by mi to więcej wstydu, niż otuchy.
Z mamą było
podobnie, co bez problemu zauważyłem. Wycofała się z życia towarzyskiego,
powoli niszczyła stare kontakty. Tak bardzo chciała kryć męża, a raczej to, jak
jest przez niego poniżana, a ukrywanie śladów
bicia stawało się za każdym razem trudniejsze; podejrzenia, choć
niechętnie przyjmowane, tworzyły się.
Koszmar wciąż
trwał. Z wiekiem zacząłem przeciwstawiać się ojcu. Mama starała się mnie od
tego odwodzić, ale nie byłem w stanie znieść tego, jak ją katował. Występowałem
w jej obronie, nie raz samemu dostając razy. Kiedy jednak zacząłem podrastać,
mniej więcej jako piętnastolatek, nabrałem krzepy, ojciec, nawet będąc
całkowicie zalanym, zaczął zachowywać pewną ostrożność. Całą swoją złość wyładowywał
na mamie, zwłaszcza wtedy, kiedy mnie nie było w domu. Z czasem zacząłem zrywać
się z ostatnich lekcji, aby być w domu jak najwcześniej.
Prawdziwy
przełom nastąpił kiedy miałem siedemnaście lat. Pamiętam, jak w środku nocy
drzwi od mojego pokoju otworzyły się i wtoczył się do niego ojciec, zalany, jak
zdarzało mu się to coraz częściej. Nie byłem jeszcze całkiem obudzony, gdy
zwalił mnie z łóżka i zaczął kopać. Mimo, że dość niepewnie stał na nogach,
ciosy były silne. Kilka razy oberwałem w brzuch, raz czy dwa w głowę. Niemal
strąciłem przytomność, zanim mama wpadła przerażona do sypialni i zaczęła
odciągać ojca. Przez cały ten czas wrzeszczał, że mnie zabije. Krzyczał, że nie
jestem jego synem i nie będzie żywił takiego bękarta, jakim jestem. Słyszałem
podobne wyzwiska gdy byłem młodszy. Wtedy były nawet gorsze od bicia, a teraz…
teraz są już dla mnie bez znaczenia. Nawet cieszyłbym się, gdyby jego słowa
mogły być prawdą.
W pewnym
momencie odepchnął ją. Zamroczony z bólu widziałem, jak mama wpada na szafki.
Nie mam pojęcia, jak to zrobiłem, ale udało mi się wstać. Złapałem ojca za
klapy marynarki i potrząsnąłem nim. Wiem, że wtedy to ja wrzeszczałem na całe
gardło. Byłem jednak jak opętany, nie panowałem nad sobą i niewiele pamiętam z
tamtego momentu. Z późniejszej rozmowy z mamą dowiedziałem się, że groziłem mu,
okładałem pięściami, aż padł na ziemię.
Dopiero jej ingerencja sprawiła, że opanowałem się i przestałem.
Po tym
wszystkim spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, zabraliśmy kasę i zwialiśmy,
zostawiając poobijanego, ale żywego ojca. Przez kilka następnych dni
mieszkaliśmy u ciotecznej babki. Była inwalidką, więc rzadko nas odwiedzała,
ale mieliśmy dość dobry kontakt. Nigdy też nie przepadała za ojcem, więc uznaliśmy,
że nam pomoże.
Z początku
nie planowaliśmy, że o wszystkim powiemy. Mięliśmy powiedzieć jej jedynie,
że miedzy rodzicami doszło do poważnej
kłótni i mama chciała przez jakiś czas pobyć z dala od ojca, by oboje mogli
ochłonąć. Ciotka wyciągnęła z nas jednak całą prawdę, gdy zobaczyła moją
rozciętą wargę, guzy i siniaki na rękach. I muszę przyznać, że kiedy jej
opowiadaliśmy o tym horrorze, poczułem ulgę. Myślę, że mama również. Za długo
to w sobie trzymaliśmy.
Po rozmowie
reakcja ciotki była zdecydowana: wprost rozkazała, abyśmy jeszcze tego samego
dnia złożyli skargę, a mama pozew o rozwód. Ten pomysł nas przeraził.
Zrozumieliśmy jednak, że to jedyny sposób, aby się od niego uwolnić. Więc
zrobiliśmy to.
I jakoś się
nam udało. Ojciec dostał zakaz zbliżania się do nas, ich małżeństwo zostało
zakończone. W końcu z mamą mogliśmy naprawdę żyć; spokojni, bezpieczni.
Zamieszkaliśmy razem z ciotką. Gdyby nie ona… Nie wiem, czy byśmy zdołali to
przerwać. Pewnie nie; ktoś musiał nam uświadomić, że to możliwe i tak trzeba.
Kiedy postąpiliśmy ten jeden krok do normalnego życia, dalej poszło nam
łatwiej. Ułożyliśmy je sobie na nowo, z pomocą ciotki.
Teraz mam już
dwadzieścia dziewięć lat. Mam żonę i dwójkę małych dzieci. Robię wszystko, by
nie stać się takim, jakim był ich dziadek. Moja ukochana małżonka, wie co
przeżyłem. I wspiera mnie na każdym kroku. Ona sama nie miała wspaniałego
dzieciństwa; myślę, że właśnie dzięki temu tak dobrze się rozumiemy. Ale to już
jej własna historia. Może również i ona ją spisze, aby – tak jak ja – pozbyć
się brzemienia przeszłości.
Bardzo dobry rozdział ;) I, niestety, oddający w pewnym zbliżeniu życie niektórych rodzin. To jest naprawdę przykre. Wiem, bo sama się o tym przekonałam, więc mam coś na ten temat do powiedzenia w pewnym sensie.
OdpowiedzUsuńNieustające zmartwienia i ból wewnętrzny niszczą psychikę.
Wzruszyła mnie ta opowieść ;')
Pozdrawiam i zapraszam na nowy ;*
among-the-people.blogspot.com
UsuńChciałam poruszyć temat wszystkim znany, ale niekoniecznei poruszany. Cieszę się, że opowiadanie Cię poruszyło - taki był mój zamysł. Współczuję również, że doświadczyłaś podobnej sytuacji na własnej skórze.
UsuńDziękuję za komentarz. Oczywiście zaraz odwiedzę Twój blog :)
Alkohol, zwłaszcza w przesadnych ilościach i zbyt często, niszczy większość rodzin. Sytuacja w pracy, stres, niepowodzenia - popychają do tego, by utopić smutki i problemy w butelce wódki lub whisky. Często wiążę się z tym przemoc, czego w ogóle nie rozumiem. Wciąż się zastanawiam, czy jestem jedyną osobą, która jak wypije, to nie jest agresywna. Smutna rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńStajesz się coraz lepsza w pisaniu, zdobywasz coraz więcej czytelników. Być może przez tematykę opowiadań, które tworzysz, być może przez styl, jaki stosujesz. Nie wiem. Wiem za to, że omijanie Twojego bloga to jeden z większych grzechów, jakie ludzie mogą popełnić w swoim życiu. Oby link do niego trafił do jak największej ilości osób. Coś czuję, że masz większe szanse na odniesienie sukcesu niźli ja.
Oby tak dalej.
Gratuluję.
A.J.
Ludzie róznie reagują na alkohol. Niektórym dopisuje dobry humor, inni wpadają w złość, nie panują nad sobą. Stają się drażliwi, nieobliczalni. Ten ojciec, "kat", należy do tego drugiego typu ludzi.
UsuńWierzę w powiedzenie, że praktyka czyni mistrza. Nie sądzę jednak, bym to mistrzostwo osiągnęła... czy kiedykolwiek do niego doszła. Nie mam zamiaru porzucać pisania, ale kariery z nim nie wiąże. To po prostu marzenie, które udało mi się spełnić.
Miło jest otrzymać taką pochwałę, za co dziękuję. Niestety moje sumienie nie pozwala przyznać Ci racji.
Znowu temat pobudzający do myślenia. No i trochę mi się myślenie uaktywniło. Uwaga, wkraczam na grząski grunt interpretacja czytelnika vs co autor miał na myśli. Znaczy się mamy narratora pierwszoosobowego, który daje spore pole do interpretacji. Bo widzimy to z punktu widzenia ofiary, a punkt widzenia ofiary to często jest samooszukiwanie się. Sam bohater jest współuzależniony, co wyraźnie widać, kryje ojca, nikomu nie mówi, dużo się zali na braku pomocy z zewnątrz. Tymczasem takim ludziom nie da się pomóc póki sami się nie ruszą, co w sumie też tutaj widać. Bo tak naprawdę można mówić, wzywać policję do awanturujących się sąsiadów i zazwyczaj trafiasz na takich co kryją oprawcę, a ty sam jeszcze masz kłopoty. I póki oni nie postanowią przestać nic się nie zmieni, choćby cały świat próbował im pomóc. Na siłę z zewnątrz się nie da, czego często ludzie w takich sytuacjach, ludzie świadomie godzący się na bycie ofiarą nie umieją zrozumieć. Bo to niestety jest świadoma zgoda na to żeby ktoś robił krzywdę i tobie i twoim bliskim. Ani matka ani syn nie są więźniami. Mogą odejść, co też w końcu robią. Wtedy okazuje się, że świat jednak jest gotów pomóc, byłby zapewne gotów wcześniej gdyby sami coś zrobili.
OdpowiedzUsuńNo i teraz zastanawia mnie bohater. Niby mamy happy end, wszystko dobrze. Tyle, że w życiu to tak nie działa. Znaczy się nie bez terapii psychologicznej, DDA lub indywidualnej. Jak widać w tekście chłopak już ma problemy z przemocą. Samo pobicie ojca. Niby sobie na to zasłużył, sprowokowany i te sprawy, jednak gdyby tych problemów nie miał wiedziałby sam kiedy przestać. Nie wiedział i tego nic nie usprawiedliwia. Znaczy się, jak ktoś ci robi krzywdę to ci nie daje prawa do robienia krzywdy jemu. Daje ci za to prawo do obrony. Odepchniecie ojca to obrona, powstrzymanie go to obrona. Skatowanie to nie jest obrona. A skoro taka sytuacja raz się pojawiła to raczej powraca w dalszym życiu. I sama końcówka, gdzie opowiada, że ma wspierająca żonę też po przejściach. Tyle, ze dziewczynki z domów gdzie obecna była przemoc często same powielają schemat. Znajdują męża co bije, ponieważ mają zaniżoną samoocenę i poczucie własnej wartości. Tutaj nasunęło mi się w sumie przy czytaniu pytanie.
Czy mamy tutaj prawdziwy happy and i dwoje ludzi po terapii, którzy nie tylko uciekli z piekła domowego, ale i pracowali nad sobą żeby go nie powielić? Czy mamy kolejnego samooszukującego się typka, ze skłonnościami do przemocy w domu i żoną co go kryje i na tym polega jej wsparcie i wyrozumiałość?
Czytam tekst jeszcze raz i dzięki temu narratorowi pierwszoosobowemu w sumie obie opcje są możliwe, zależy od czytelnika i tego co myśli. I to jest strasznie fajne moim zdaniem.
Najtrudniej jest to zrozumieć. Uwolnić się od wpływu, jaki wywiera przemoc i zastraszanie. Często potrzeba czegoś, co do tego doprowadzi i pobudzi do działania.
UsuńZakończenie nie bardzo mi się podoba. Niestety pisałam to opowiadanie na konkurs i miałam w nim zawrzeć szanse współczesnej rodziny. Musiałam więc zrezygnować ze swojej wizji i nieco "upiększyć" dalsze losy bohatera. Wyszło, jak wyszło.
Bohater nie udaje. Gdyby przemoc ojca nie wyszła na jaw, była by duża szansa, ze stałby się taki jak on. Jednak jemu i jego matce udało się to przerwać; zrozumieli, że tak nie musi być. Więcej: że tak być nie powinno.
To jak odbieramy świat wokół, bez względu na to, czy realny, czy stworzony przez innego człowieka, zależy od osobowości konkretnej osoby. Nie łatwo więc stworzyć coś, co każdy odbierałby tak samo.
Dziękuję za komentarz, zwłaszcza tak rozbudowany i za to, ze podzieliłaś się swoimi przemyśleniami.
Wzruszające i prawdziwe. Szczerze mówiąc miałam tak samo jednak życie postanowiło zakończyć to w moim przypadku w inny sposób. Ukrywanie takich rzeczy jest trudne jednak staramy się robić wszystko by to zatuszować. W końcu mówi dość i sami stawiamy czoła złu. Lecz bywają przypadki jak w moim przypadku, że napastnik przez alkohol i naszą samoobronę postanawia zakończyć to sam zostawiając lis pożegnalny gdzie obwinia osoby, nad którymi się znęcał. Dzięki czemu my wychodzimy na tych złych a on na tego dobrego, a to wszystko przez ukrywanie bolesnej prawdy, która zostanie z nami już do końca życia. A obawa, że i my mając własną rodzinę już staniemy się tacy sami.
OdpowiedzUsuńObwinianie innych za krzywdy, które im się wyrządziło? Okropne. Wiem, a raczej domyślam się, że nie łatwo przyznać się do własnego błędu i o wiele prościej jest zrzucić go na innych. Myślę, że może to być gorsze, od bycia katowanym. To upewnia tą osobę w przekonaniu, że tak powinno być, że to ona zawiniła.
UsuńTo raczej nic nie znaczy, ale szczerze współczuję Ci.
Prawdziwe i bardzo bolesne. Kobiety różnie to tłumaczą, najczęściej szukając winy w sobie. To też, moim zdaniem, kwestia wzorów wynoszonych z domu. Moja teściowa jeszcze dodatkowo uważa, że jeżeli przysięgałaś przed Bogiem, to do końca życia musisz nosić ten krzyż.
OdpowiedzUsuńNiestety. Najgorsze, moim zdaniem, jest utrwalanie tego przekonania - że to wina tego, nad którym się znęcają.
UsuńChyba nie wiem co napisać. Trafiłaś w mój czuły punkt. To zbyt realne i zbyt bliskie mojemu sercu, by ot tak sobie o tym pisać. Gdy to przeczytałam, to jakiś czas siedziałam patrząc w ekran i wpominając czasy, gdy mieszkałam z rodzicami. U mnie nie było tak tragicznie, ale było. Matka nigdy nie dała sobą pomiatać, jednak i tak była zbyt słaba. Ja zawsze patrzyłam gdzieś w ukryciu. któregoś dnia sama zrozumiałam, że tak nie może być, że nie będę tak żyła. Sama załatwiłam ojcu kuratora, sama namówiłam matkę na rozwód. Ale to nie takie proste z 5 dzieci. Nie tak łatwo odejść, gdy jedynym który żywi rodzinę jest własnie ten, który ją krzywdzi. No i ten żal. Do dziś mam go w sobie. Za zjebaną psychikę, za ten ból, za te ucieczki z domu, za co sobotnie wzywanie policji po 22.00 i za to, że musieliśmy się kryć przed sąsiadami z tym wszystkim. Pamiętam, jak napisałam ojcu list. Był on długi i czytając już pierwsze jego wersy ryczałam jak głupia. Wszyscy ryczeliśmy, bo kiedyś było inaczej. Na całe szczęście, po wielu interwencjach mój tata się opamiętał. Oczywiście pije dalej, ale już nie jest tak jak kiedyś. I czasem mi go nawet żal.
OdpowiedzUsuńCholera. Trafiłaś w tak czuły punkt. Nie wiem, po co Ci to wszystko piszę. Czasem mam wrażenie, że ty też w jakimś stopniu opisujesz swoje życie.
Przeraża mnie fakt, że na świecie jest wiele rodzin, które są tak katowane i nigdy nic z tym nie zrobią. Trzeba mieć naprawdę wielką odwagę. Jak patrzę na życie mojej siostry powtarzam jej co chwilę, że pakuje się w takie samo gówno co matka, ale ona nie słucha, bo mają dwójkę małych dzieci. Masakra jakaś.
Nie potrafię skomentować tego postu normalnie, wybacz
Ja niczego takiego nie przeżyłam, za co jestem wdzięczna. Mojemu ojcu, gdy pije, poprawia się chumor. Mama z alkoholem również ma niewiele wspólnego. Pod tym względem mój dom jest "normalny", o ile coś takiego istnieje.
UsuńWiesz, teraz trochę zaczęłam żałować, że o tym napisałam. Wstyd mi za to.
Nie musisz przepraszać. Jestem za to wdzięczna.
Tobie jest wstyd? To mnie jest wstyd. W momencie gdy opublikowałam ten komentarz zaczęłam żałować tego, ale spoko, chyba do tego już przywykłam.
UsuńNie, to wspaniałe, że się tym podzieliłaś. Musisz być naprawdę silna. Podziwiam Cię.
UsuńAlkohol. Nieodłączny członek niektórych rodzin ;c Aż mi łzy napłynęły do oczu ;'( Czytając tą historię myślałam, że czytam o sobie w wieku 10 lat ;cc
OdpowiedzUsuńBiedny chłopak ;( W moim przypadku było inaczej, ale i tak wiem, jak to jest ;/
Myśli się, że jest się za słabym, żeby przeciwstawić się rodzicowi-alkoholikowi, ale tak wcale nie musi być. W osobach po przeżyciach jest najwięcej siły ;')
Żeby trzymać się wciąż w całości trzeba mieć przyjaciół. Prawdziwych i wspierających :)
Moim przyjacielem są książki.
"Zwykli ludzie niewiedzą, co dla osoby samotnej i zamkniętej w sobie znaczą książki" :)
Naprawdę wspaniała opowieść :* Obserwuję :)
she-was-the-one.blogspot.com
~J.
Dziękuję za komentarz. Nie wiem, czy mam się cieszyć, że to opowiadanie na Ciebie podzialało, raczej nie lubię zasmucać innych.
UsuńTak naprawdę nie można powiedzieć o osobie, która w życiu miała łatwo, że jest silna, nawet jeśli radzi sobie ze swoimi małymi problemami i nie daje się innym. To porażki i ciężkie przeżycia nas hartują.
"Zwykli ludzie" raczej nie potrzebują ucieczki od rzeczywistości. Czasem zazdroszczę tym, którym inni ludzie wystarczają.
Zaczęłaś bardzo trudny temat. O tym to można by pisać i pisać. Cóż, nikt nie zasłużył na przeżywanie tego, co postacie ukazane w tym krótkim opowiadaniu. Najgorsze jest to, że ci kaci mają niesamowite zdolności do zastraszania. Pewnie gdyby nie to, matka już na samym poczatku uciekłaby od męża i uchroniła swoje dziecko przed takim dzieciństwem i milionami siniaków. W takich sytuacjach to właśnie kobiet nie rozumiem najbardziej. Zostając przy mężach bydlakach na własne życzenie narażają siebie i swoje dzieci. Wystarczyło tylko przyjść do ciotki o pomoc wcześniej. Ile cierpienia oszczędziłaby sobie i synowi. Żal mi jej, ale nie rozumiem. Wiedziała, co się dzieje, a nie reagowała. trudno pojąć, że strach może być tak silny.
OdpowiedzUsuńA opowiadanie świetne;) Widzę, że w każdym opowiadaniu rozwijasz inny temat i poruszasz całkiem odmienną tematykę niż w poprzednim. Za to brawo;)
To nie tyle strach - choć i on miał w tym swój udział - co wstyd. Ona obwiniała samą siebie. Ten facet sprawił, że jej poczucie własnej wartości skórczyło się, o ile całkowicie nie znikło. Łatwo wmówić osobie zastraszonej różne, nawet absurdalne rzeczy.
UsuńMiła odmiana w postaci narracji pierwszoosobowej. Trzeba umieć taką poprowadzić, gdyż na każdym kroku jest się zmuszonym wyrażać emocje bohatera. Udało Ci się bez dwóch zdań. Dobry tekst, trzymasz poziom.
OdpowiedzUsuńTrzeba dobrze znać postać, rozumieć ją, jej pragnienia lęki. Nie jestem pewna, czy ja zrobiłam to dobrze, ale i dziękuję.
Usuń