środa, 26 lutego 2014

"Plan" - Rozdział drugi

Zerwałem się z łóżka słysząc wściekłe walenie do drzwi. Chociaż "zerwałem się" nie jest odpowiednim określeniem. Raczej spadłem. I to z fasonem.
Wściekły, masując obolałą głowę, podniosłem się z podłogi. W takich sytuacjach jak ta przeklinałem to dźwiękoszczelne pomieszczenie, choć prywatności jaką zapewniało nie wyrzekłbym się za nic. Zwłaszcza z moim słuchem, który choć nie raz pomocny, bywał uciążliwy.
Podszedłem do drzwi odtrącając Moody'ego, który próbował przepchnąć się do wyjścia.
- Sorry, stary, ale zostajesz tutaj - mruknąłem posyłając psu karcące spojrzenie. Kundel, obrażony, odwrócił się, wskoczył na łóżko i z premedytacją ułożył się na mojej poduszce, czego - jak doskonale wiedział - nie mógł robić.
Zdusiłem uśmiech w zarodku. Ten pies był niesamowity. Złośliwy, uparty i inteligentny. I nie chodzi tu wyłącznie o psie rankingi - o ile przeciętny pies ma rozum dwu lub trzy latka, Moody był dojrzały jak dziesięciolatek. W dodatku teraz patrzył na mnie z nieskrywaną złośliwością, co mogło oznaczać zbliżającą się zemstę.
Przekręciłem zamek i nie zdejmując łańcuszka uchyliłem drzwi.
- Czego? - warknąłem, nie zważając na to, kto może czekać za drzwiami.
Szczęście mi dopisało. Stanąłem oko w oko z Alexem.
- Masz się za pięć minut stawić w centrali.
Westchnąłem słysząc ten dobrze znany mi ton pełen wyższości.
- Od kiedy robisz za chłopca na posyłki, co Black? - spytałem opierając się ramieniem o ścianę. - Muszę ci chyba pogratulować. W końcu awansowałeś.
- Przymknij się Stone. Niedługo poża...
Z premedytacją zatrzasnąłem drzwi. Przez chwilę czekałam na uderzenie - Alexa nie trudno było wkurzyć, zwłaszcza jeśli był w moim towarzystwie, choć rzadko okazywał tą swoją agresywną stronę przed większą publicznością.  Uderzenie jednak nie nastąpiło, czego żałuję. Ale miałem jeszcze czas, dzień jest jeszcze młody.
Zerknąłem na zegarek. Dziewiąta. Taak, zdecydowanie za młody. Przez wczorajsze spotkanie, które przeciągnęło się do trzeciej nad ranem byłem wykończony. Po nim musiałem jeszcze zahaczyć do klubu. Wypiłem dwa czy trzy piwa i zaznajomiłem się z długonogą farbowaną blondynką, która wyraźnie  miała nadzieję na zacieśnienie znajomości. Gdy po około pół godzinie oznajmiłem jej, że muszę już iść, zapisała mi na dłoni numer telefonu. Numer, którego bez żalu pozbyłem się w szybkiej kąpieli, której zażyłem kiedy o wpół do piątej dotarłem do ośrodka szkoleniowego. Dopiero o piątej zasnąłem. Rano po raz kolejny nie stawiłem się na porannej zbiórce, choć ktoś próbował mnie obudzić. Z marnym rezultatem.
Stojąc na środku pokoju wykonałem kilka ćwiczeń rozciągających. Po trzech minutach wyciągnąłem z szafy szary podkoszulek. Na nogi naciągnąłem czarne, wysłużone martensy. Nie spieszyłem się.
- Dobra, Moody - zawołałem - idziemy.
Pies posłusznie poszedł za mną.
Dziesięć minut po nieproszonej wizycie Alexa dotarłem do centrali. Wszyscy już tam byli. Moje spóźnione przybycie zostało jednak zignorowane, nikt się tym nie zainteresował. Gdybym miał tak przerośnięte ego jak Black z pewnością bym nad tym rozpaczał, a tak przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Można by nawet stwierdzić, że taka sytuacja była mi nieraz całkiem na rękę.
Zająłem miejsce z boku grupy składającej się z Max, Alexa, Bailey i Vaught'a. Przy ekranie stał Booth. Widok tego nędznego szczura nie napawał mnie radością. Jego obecność wywołała jedynie pogardę i zdziwienie. Co ten drań tutaj robił? Zwykle trzymał się głównej siedziby i plątał się przy Merrick'u. Taka mała grupa jaką zorganizowali nie mogła oznaczać większej akcji, a z powodu czegoś nieistotnego nie uczyniłby nam zaszczytu pojawienia się w naszej skromnej bazie szkoleniowej i przekazaniem nam zadania.
Wyciągnąłem nogi przed siebie i skupiłem się na słowach Booth'a, chcąc wyłowić jak najwięcej.
- ....znaleźliśmy ją po kilku latach. Kiedyś jej umiejętności zostały zgłoszone, ale uciekła i do tej pory nie udało nam się jej zlokalizować. Wiemy, że obecnie przebywa w Seattle. Tutaj są wszystkie potrzebne informacje. - Rzucił w stronę Dwayne'a szarą teczkę. Mężczyzna złapał ją w locie. - Zapoznasz się z nimi później. Udacie się teraz do zbrojowni, weźmiecie potrzebną broń. Pamiętajcie o bransoletach. Dziewczyna może być niebezpieczna, a nie chcemy żadnych ekscesów. Czy to jasne?
Przeniosłem wzrok z Booth’a na ekran. Wyświetlone było na nim zdjęcie dziewczyny. Miała czternaście, góra piętnaście lat. Ciemne włosy, szare, smutne oczy.
- Kim ona jest?
Booth spojrzał na mnie z irytacją.
- Gdybyś był łaskaw stawić się punktualnie, wiedziałbyś o niej wszystko.
- Kim jest? - powtórzyłem mierząc go czujnym spojrzeniem. - Skoro wysyłasz po nią nas, Łowców, w dodatku poza nasz rewir... musi być kimś ważnym. Kim?
Przez chwilę na twarzy Booth'a irytacja zmieniła się w złość, jednak szybko się opanował. Poprawił czerwony krawat i spojrzał na mnie z wyższością.
- W twoim zasranym interesie leży tylko świadomość, że masz ją znaleźć i dostarczyć na miejsce. Jasne?
- Nie, nic nie jest jasne - odparłem opierając łokcie na kolanach i pochylając się do przodu. - Jeśli nie była by nikim ważnym... lub niewygodnym... zostawilibyście tę sprawę Guardianom z Waszyngtonu. Więc jeśli chcesz abyśmy ją sprowadzili może po prostu odpowiedz.
- Tyrone - wycedził Dwayne - uspokój się.
- Jeśli nie chcesz jechać, zostań. Nie jesteś nie zastąpiony, Stone. Pamiętaj o tym. Takich jak ty...
- Myślę, że wystarczy na dziś - wtrącił Vaught wstając z krzesła. - Zbierajmy się. Niech każdy pójdzie do zbrojowni i wybierze coś dla siebie. Nie zabierajcie jednak całego arsenału. To mała akcja. I zmieńcie fatałaszki. Na co czekacie? Do roboty!
Ruszyłem za dziewczynami i Alexem. Dwayne i Booth zostali w centrali. 
Gdy wychodziliśmy z budynku Black spojrzał na mnie przez ramię.
- Stone, ty kretynie. Czy choć raz nie możesz zawrzeć gęby? 
- Czy tylko ja mam na tyle zdrowego rozsądku, by choć spróbować dowiedzieć się co jest grane? - spytałem z wyrzutem, ignorując Alexa.
- Nie. Tylko ty jesteś...
- Chłopaki, nawet nie zaczynajcie - przerwała Max. Zatrzymała się i spojrzała na mnie. - Tyrone, ona jest jedynie zadaniem. Booth miał rację, nie powinieneś węszyć. Zrobimy to co do nas należy i po sprawie. Po co zagłębiać się w temat?
Nie czekając na odpowiedź odwróciła się i odeszła doganiając Bailey. Razem z nią skierowały się da sali treningowej. Za nimi poszedł Alex, który na odchodnym rzucił mi jeszcze spojrzenie pełne wyższości.
Chwilę stałem przed drzwiami centrali zanim skierowałem się do kwater. Po drodze dołączył do mnie Moody, który zniknął, kiedy szedłem na spotkanie. Z przyzwyczajenia podrapałem go po łbie, kiedy podsunął pysk pod moja dłoń.
- Stary, coś tu nie gra - mruknąłem. - Nie wiem co, ale się dowiem...




Edytowany dnia 14.03.2014

6 komentarzy:

  1. Przeczytaj tekst jeszcze ze dwa razy. Ja znalazłem troszkę błędów, głównie literówek.
    Jeśli chodzi o treść, to robi się coraz ciekawiej. Intryguje mnie, czy uda im się złapać dziewczynę.
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle jestem wdzieczna za ich wskazanie. Muszę przyznać, że po wielokrotnym czytaniu tego samego, doszłam do stadium, kiedy to jedynie "omiatam" wzrokiem tekst.
      Na razie nic nie ujawnię. Cieszę się, że uważasz to za interesujące.

      Usuń
  2. Hejka.
    Zaczęłam czytać Twoje opowiadania w zeszłym tygodniu, ale nie doszłam do napisania komentarza. Nadrobie to teraz. Obydwa zapowiadają się bardzo ciekawie. I masz rację, swoje opo czyta się źle, nie widzi się błędów. Mam to samo. Musisz jednak zwrócić uwagę na pisownię nie z innymi częściami mowy.
    Pozdrawiam. Ada.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarz i radę. Postaram się, aby następnym razem błędy językowe były przynajmniej ograniczone. Taki mały krok naprzód.

    OdpowiedzUsuń
  4. I kolejny rozdział za mną;) Biorąc od uwagę, że robię w międzyczasie bardzo dużo innych rzeczy to można powiedzieć, że lecę jak strzała;D

    Widzę, że wprowadziłaś do opowiadania innego ważnego bohatera. A że jest ważny wnioskuję z tego, że piszesz z jego perspektywy;) Tyrone, podobnie jak Sky ma swój charakterek. Oboje bardzo mi się podobają. Cieszy mnie, że chłopak chce dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi i kim jest ta dziewczyna. Może gdy dowie się prawdy to zaprzestanie ścigania jej, albo będzie chciał pomóc? Swoją drogą, ojczulek jest chyba bardzo wpływowym człowiekiem skoro ma pod sobą tyle osób. Kim jest w pomiędzy kolejnymi zabójstwami? Ma jakąś normalną fuchę, firmę? (możliwe, że nie doczytałam... więc jeśli wspominałaś to przepraszam za moją nieuwagę!).

    Strasznie denerwuje mnie Booth. To taki przydupas pana. Sra w gacie za każdym razem gdy szef krzywo na niego spojrzy, a gdy go niema to gra wielkiego pana i chojraka. Dziwny z niego gość i to bardzo.

    No i wreszcie dowiadujemy się prawdy- znaleźli ją. Mam tylko nadzieję, że jest na tyle sprytna by znowu im zwiać. A najlepiej to załatwić tatusia i będzie spokój:D

    Lecę do nastepnego, ale nie obiecuję, że zdążę dziś skomentować;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tyrone ma swoje głęboko skrywane pobudki. Wyznam, że za jego postepowaniami kryje się coś wiecej niż chęć postawienia na swoim i dania sie innym we znaki, choć jego towarzysze takie mają zdanie.
    Merrick to rzeczywiście ważna persona. Nawet ważniejsza, niż można by sądzić... Względem Booth'a również się nie mylisz.
    Zakończenie historii chyba trochę mi potrwa. Pzrechodzę fazę odwyku, by znow w pewnym momencie ruszyć pełną parą. (A przynajmniej tak sobie wmawiam, ale ci...)

    OdpowiedzUsuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.