czwartek, 20 lutego 2014

Prawdziwa historia Aloxy Steem - część trzecia "Wygnanie"

Obudziłam się wczesnym rankiem. Dotąd nie wiem ile dni później. Nie miałam czasu, aby się tego dopytać, nie wspominając już o okazji.
Ze snu, jak sądzę, wyrwał mnie rozmowy prowadzone w izbie. A może to było zwykłe pragnienie? Lub promienie porannego słońca, które padły na moją twarz? Tego również nie jestem w stanie dociec.
W każdym razie, kiedy się ocknęłam, ujrzałam Radę Starszych i swoja rodzinę. Kiedy zgromadzeni w domu zorientowali się, że już nie śpię, momentalnie zapadła cisza. Byłam zaskoczona i zdziwiona tą reakcją. Ludzie, których znałam odkąd pamiętam, zdawali się mnie bać. Ich niepewne miny, lęk w oczach. Choć tego nie rozumiałam, taka myśl przyszła mi pierwsza do głowy: przerażam ich.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu – oni nadal niepewni, ja nieświadoma tego, co miało się stać. W końcu przed zgromadzenie wystąpił kapłan, mężczyzna z pozoru szorstki, lecz tak naprawdę miły i łaskawy. Uśmiechnęłam się lekko, lecz nie dostałam odpowiedzi. Przez chwilę jedynie przyglądał mi się z troską i smutkiem w oczach dopóki nie odwrócił się do rodziców.
- Ona musi odejść – oznajmił głosem wypranym z emocji. - Została ugryziona przez wilkołaka. Będzie się zmieniać co pełnia, zabijać zwierzęta i ludzi.
Wilkołak?, pomyślałam zdziwiona. Czytałam o tych bestiach. I wiedza, jaką posiadłam nie poprawiała mi nastroju. Zaszokowało mnie, że ludzie, może nie uczeni, ale roztropni i inteligentni uwierzyli w te bujdy. Przecież wilkołaki nie istniały… Nie mogły istnieć.
Ale czy na pewno?
Przypomniałam sobie bestię, która mnie zaatakowała. Wspomnienia z tamtej nocy miałam dziwnie zatarte, chaotyczne, co zwaliłam na karb podanych mi leczniczych naparów (niektóre wywołują niepożądane działania). Pamiętałam jednak wielką, dziką bestie, która mnie napadła. Nie był to ani niedźwiedź, ani wilk. Ani żadne inne zwierze, jakie widziałam kiedykolwiek. Ta istota miała w sobie coś… nierzeczywistego. Ponadto była pełnia. Musiałam im przyznać rację, choć niechętnie.
Rodzice o dziwo nie protestowali przeciwko kapłanowi. Wręcz przeciwnie: pokiwali głowami wyrażając w ten sposób zgodę.
- Masz rację. Nie możemy nikogo narażać.
To powiedział mój ojciec. I tymi słowami złamał mi serce.
Nie byłam nawet w stanie protestować. Zwłaszcza gdy Katia wyraziła swoją niemą aprobatę dla tego pomysłu. To zdruzgotało mnie zupełnie.
Mimo to znalazłam w sobie dość sił by wstać z legowiska. Nogi miałam jak z waty, a bark i kark bolały mnie bezlitośnie. W pewnym momencie naruszona rana zaczęła ponownie krwawić plamiąc koszulę. Nie zważając na to, zabrałam swoje rzeczy, broń i coś do jedzenia na drogę. Starałam się zachowywać dumnie i nie okazać jak bardzo zdrada bliskich mnie krzywdziła.
W końcu wyszłam z chaty, nie poświęcając jej, ani ludziom w niej pozostałym ani jednego spojrzenia. Ignorowałam również tych, których mijałam przemierzając po raz ostatni wioskę. Szłam z uniesioną głową, sztywno wyprostowana prosto przed siebie. Z trudem powstrzymywałam cisnące się do oczu łzy. Wytchnąć pozwoliłam sobie dopiero, gdy pogrążyłam się w lesie odgradzając się od spojrzeń. Nadal idąc, pozwoliłam sobie na płacz.
Szłam kilka godzin robiąc po drodze kilkunasto minutowe przerwy. Bolała mnie głowa i miejsce, w którym zatopiły się kły bestii. Gdybym jednak była w stanie, nie zatrzymywałabym się wcale; pragnęłam oddalić się od wioski jak najszybciej, jak najdalej.
I zostawić za sobą żal i ból, które ściskały moje serce i nie pozwalały swobodnie oddychać.
Bałam się, że to nigdy nie minie, że wciąż będę musiała przeżywać te katusze.
I jednocześnie czułam lęk, że o nich zapomnę. Choć nie nawiedziłam ich ze wszystkich sił, które jeszcze mi pozostały.

Edytowane dnia 14.02.2014r.

6 komentarzy:

  1. Znalazłem kilka literówek i z dwie nielogiczności.
    Pierwsza to "szmer rozmów". Moim zdaniem krzyczenie nie pasuje do rozmawiania. Poza tym "ciche krzyki".
    Druga to związana z krwawiącą raną. Nie wiadomo wprawdzie jak bardzo krwawiła, czy obficie czy nie, jednakże sam fakt, że tak było sprawia, że dziewczynie ubywało sił. Wprawdzie nie wiem jak się idzie krwawiąc, ale wiem, że kilka godzin marszu będąc zdrowym może naprawdę zmęczyć. W dodatku dziewczyna była chyba po leczniczych działaniach ziół etc.
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję to ze wstydem, ale masz rację. Nie wykazałam się zbytnią logiką, ba, nawet wyobraźnią. Dziekuję, że wskazałeś błędy.

      Usuń
    2. Proszę bardzo. Chcę Ci pomóc z dążeniem do doskonałości ; )

      Usuń
  2. Cel wspanialy lecz bez szans na spełnienie, niestety. Mimo to, każda pomoc jest bezcenna.

    OdpowiedzUsuń
  3. :( a jednak, to nie to co przewidywałam.
    zaskoczyłaś mnie tym rozwojem akcji. :)
    mam coraz większą ochotę na więcej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uznam to za komplement. W końcu o to w tym chodzi: dobra książka musi zwodzić czytelników.

      Usuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.