środa, 19 marca 2014

"Plan" - Rozdział trzeci

Podróż wanem była męcząca, jednak nie udzielono nam pozwolenia na lot. Widocznie szefostwu nie zależało tak bardzo na tempie. Lub nie chcieli zwracać uwagi na tę nietypową misję. To jedynie wzmogło moją ciekawość co do naszego celu. Kim jest i jaką rolę pełni w Tarczy? Przejrzałem wszystko, co o niej mieli. Nie znalazłem nic ciekawego... co utwierdziło mnie w chęci poznania prawdy. Jak dotąd wszelkie działania zwierzchników, by utrzymać nasze zadanie w tajemnicy i zachowanie wszelkich informacji dla siebie, nie przynosiły najlepszych rezultatów, jeśli idzie o moją osobę. Tak jak to sobie obiecałem, dowiem się, co jest grane.
- Tyrone, hej!- Ktoś trącił mnie w ramię. Niechętnie odsłoniłem twarz i podniosłem powieki, lecz zaraz je opuściłem, oślepiony przez jasne światło. W ułamku sekundy mój wzrok przyzwyczaił się do oświetlenia; napotkałem piwne oczy Max.- Pobudka. Wysiadamy.
Przeciągnąłem się. Nawet nie zauważyłem, kiedy przysnąłem.
- Nareszcie. Mam dosyć tej metalowej puszki.
Wygramoliłem się z auta. Po niemal pięciu godzinach bezruchu byłem cały sztywny. Nienawidziłem bezczynności - przynajmniej nie tej, która została mi narzucona.
- Hej, dzieciaki! - Dwayne nie marnował czasu. - Każdy zna plan. A jeśli nie to radzę się z nim zapoznać. Wszystko ma grać jak w zegarku, jasne? I nie ma żadnych samodzielnych ruchów. Robimy to co nam zlecili i tak jak nam zlecili. Rozumiemy się? - Spojrzał po naszej grupce. Naprawdę nie wiem czemu, ale swoje spojrzenie najdłużej zatrzymał na mnie. Przecież działam zgodnie z planem... no, zazwyczaj. To nie była moja wina, że niektóre ich strategii były do kitu. Wprowadzałem jedynie pewne praktyczne ulepszenia. - Jakieś pytania?
- Realizacja zadania ma rozpocząć się wieczorem - zauważył Alex- więc mamy jeszcze z dziesięć godzin. Co będziemy robić przez ten czas?
- Jechaliśmy cały dzień. Teraz wynajmiemy pokoje w tym motelu - Dwayne wskazał za siebie ruchem głowy - a kiedy nadejdzie czas, ruszymy do akcji. Dobra, koniec gadania. Weźcie co tam macie i idziemy.
Piętnaście minut później stałem pod prysznicem w strumieniu gorącej wody. Pozwoliłem zdrętwiałym po jeździe mięśniom na rozluźnienie, przygotowując się jednocześnie do wieczornej akcji. Dziewczyna, która mamy ściągnąć ma zdolności telekinetyczne. Tacy należą do jednych z najniebezpieczniejszych; nawet słabi magowie o tych zdolnościach mogą nieźle uprzykrzyć życie, a jeśli moje podejrzenia się sprawdzą, nasz cel należy do tych silnych. Zapowiadało się na wieczór pełen akcji.
Z jednej strony ta perspektywa mnie cieszyła - zbyt długo siedziałem w ośrodku szkoleniowym i zdążyłem zatęsknić do działania - a jednocześnie niepokoiła. Jeśli się powiedzie, to co to będzie oznaczać dla dalszych planów Nemezis? Czy wpłynie to w jakikolwiek sposób na ich działanie? Czy utrudni realizację naszych zamierzeń?
Potrząsnąłem głową otrząsając się z rozmyślań. Owszem, przewidywanie tego, co się zdarzy jest przydatne, ale zbytnie zamartwianie się nikomu nie wpływa na dobre.
Wyszedłem spod prysznica, ubrałem się i ogoliłem. Stojąc przed zaparowanym lustrem, którego część wytarłem, przyjrzałem się krytycznie zamazanemu obrazowi i swoim już przydługim włosom. Aż błagały o ścięcie. Jednak teraz nie było to moim największym zmartwieniem i ich przycięcie mogło poczekać.
Opuściłem łazienkę i zaraz potem już leżałem na łóżku. Czekało mnie dziesięć długich godzin czekania, niepewności i nękającej ciekawości. Zapowiadały się niezwykle interesująco...


- Dobra, koniec. - Dwayne kiedyś z mojego powodu dostanie załamania nerwowego. Jestem tego pewien, choć z premedytacją się do tego nie przyczynię. Po prostu mój sposób bycia mu nie pasuje. Czy to moja wina, że lubię działać po swojemu? - Mam dosyć. Wsiadać. Już, inaczej nam ucieknie. A nie mam ochoty ganiać za nią po mieście. Ale ostrzegam, Stone - skierował na mnie ostre spojrzenie - pożałujesz tego.
- Jasne, szefie - odparłem z uśmiechem wsiadając do auta. Ubrany byłem w przeciwieństwie do reszty w cywilne ciuchy - to właśnie nie spodobało się Dwayne'owi.
Mężczyzna z irytacją wsiadł na miejsce kierowcy. Spojrzał na mnie we wstecznym lusterku, jednak nic nie powiedział. Reszcie również mój mały wyskok nie przypadł do gustu, jednak tylko Alex się na ten temat wypowiedział. Czasem się zastanawiam... Wygląda na dosyć inteligentnego gościa, więc czemu jeszcze nie załapał, że jego gadanie mnie nie rusza? Można mieć jedynie nadzieję, że zmądrzeje...
Ruszyliśmy. Było już wpół do. Okey, może odrobinę przesadziłem... Jeśli złapią nas korki, za nic nie zdążymy na czas. Jeśli tak się stanie, reszta nie da mi żyć. Jeśli w dodatku będzie to w raporcie - a z Dwayne'em tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo - szefostwo może mnie usadzić na kilka tygodni, lub nawet miesięcy, co nie będzie korzystne dla misji...

Dotarliśmy na czas... by złapać właściciela knajpy. Akurat wychodził głównym wejściem i zaciągał kratę. Widząc nas zaczął się śpieszyć.
- Pan Marvin Benson? - spytał Dwayne. - Szukamy Samanthy Mongomery. Według doniesień jest zatrudniona u pana.
- Ja... - mężczyzna nerwowo przełkną ślinę. Był wysoki, przeraźliwie chudy i blady. Jego ciemne przetłuszczone włosy zwisały w strąkach.
- Tak, czy nie?
- Wybaczcie, śpieszę się. - Chciał nas wyminąć i odejść, jednak Alex zagrodził mu drogę. Po chwili mężczyzna drgnął i padł na kolana z przeraźliwym jękiem.
- Do cholery, Black! - odepchnąłem go; poleciał na ścianę.
Benson przez chwilę klęczał na ziemi ciężko dysząc, potem spojrzał w górę; oczy niemal wychodziły mu z orbit, a źrenice zakrywały niemal całe tęczówki. Black przegiął, potraktował go solidną dawką.
Dwayne złapał mężczyznę za ramię i podciągnął do góry.
- Pytam po raz ostatni - wycedził. Uprzejmy jak zawsze.- Pracuje u ciebie?
- Tak - wyszeptał drżącym głosem. -  Ale... Już jej nie ma. Ona skończyła pracę.
- Jasny gwint - mruknął Dwayne, zaciskając dłonie w pieść. Przez ramię posłał mi wściekle spojrzenie. - Kiedy?
- Pięć minut temu - wyjąkał Benson.
Dwayne puścił go i odwrócił się.
- Ruszamy. A z wami, chłopcy, policzę się później.

_-_-_-_-_

Zimno. Jest dopiero wrzesień i tak dokuczliwie zimno. A ponoć klimat znacznie się ocieplił. Ciekawe, jakoś wcale tego nie czuję. Włożyłam dłonie w kieszenie i pochyliłam głowę. Jak ja nienawidzę jesieni... i zimy. Przez większość czasu plucha, mróz, deszcz, śnieg i jeszcze raz mróz. Na samą myśl aż dreszcze przeszły mi po plecach.
Jakby tego było mało, niedługo po moim wyjściu z restauracji, z nieba wreszcie lunęło. Zimne strugi deszczu nie pozostawiły na mnie nietkniętego skrawka, a moje stare tenisówki szybko napełniły się wodą. Z charakterystycznym dla mnie optymizmem, zastanawiałam się, czy Benson da mi chorobowe. 
Wpatrując się w swoje zdarte buty parłam do przodu, ignorując mijających mnie ludzi. Byłam zmęczona, głodna i obolała po całym dniu ciężkiej harówki. Twarz miałam zdrętwiałą od ciągłego uśmiechania się do klientów. Pracowałam już w paru miejscach, na różnych posadach. Byłam na zmywaku, sprzątałam, przez dwa tygodnie czyściłam miejskie toalety (czego nie robi się dla pieniędzy?), pracowałam jako barmanka, brałam wszystko, co pozwoliło mi się utrzymać.  Jednak dopiero bycie kelnerką uświadomiło mi, jak trudna i nieprzyjemna może być praca. Niby nic... trzeba tylko chodzić, w tą i we w tą roznosząc dania i zbierając zamówienie. Jednak wytrzymanie wśród natłoku ludzi, często skrajnie chamskich nie jest już takie proste. Zwłaszcza, gdy ma się takiego szefa jak Benson.
Koniec - pomyślałam. - Nie zadręczaj się tym. Masz już wolne.
Wolne. A jutro znowu to samo...
Dobra, przyznaję, nie powinnam narzekać. Mam pracę, mieszkanie i z czego żyć. Inni nawet tym nie mogą się poszczycić. Poszczęściło mi się, taka jest prawda. Bez względu na to jak kiepskie jest moje życie.
Ktoś potrącił mnie, wyrywając z rozmyślań. Zerknęłam do tyłu. Zobaczyłam szerokie plecy w sztruksowej kurtce i ...
O mało się nie potknęłam. Przez strugi deszczy, w rzednącym tłumie, jakieś  czterdzieści metrów za sobą zobaczyłam Guardianów. Ich służbowych strojów - kombinezonów z czarnego materiału ciasno opinającego ciało, wysokich butów i białych przepasek na ramieniu z logo Tarczy - nie da się pomylić z niczym innym.
Odwróciłam się i starałam się iść spokojnie dalej, zwalczając nieprzepartą wręcz chęć by rzucić się do biegu. Jeśli dziś miało by się stać coś, przed czym uciekałam niemal całe życie...
- Skup się - mruknęłam. Chyba nieco za głośno, jakaś kobieta w bezowym bolerku spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. Posłałam jej nerwowy uśmiech.
Dłonie w kieszeniach miałam zaciśnięte w pieści; czułam jak paznokcie wbijają mi się we wnętrza dłoni. Ból nieco mnie otrzeźwił, pozwolił zebrać myśli. Wzięłam kilka głębokich wdechów i przeanalizowałam sytuację. Za plecami mam trójkę (co najmniej) Guardianów. Prawdopodobne jest, że są tu ze względu na mnie. Nie wyglądali na służby patrolowe – brak im było naszywki na piersi - co potwierdzało moja teorię. Wokół mnie jest  tłum, który może pomóc mi w ucieczce. Jeśli okaże się, że jestem na ich celowniku, nie mogę oczywiście wrócić do mieszkania; na szczęście wszystko, co będzie mi potrzebne mam w torbie.
Doszłam do skrzyżowania. Skręcając w prawo, nie mogłam się powstrzymać, by zerknąć na Guardianów. Wysoki blondyn, czarnowłosy mężczyzna i ruda dziewczyna. Kiedy na nią spojrzałam poczułam nagły, nieprzyjemny ucisk w głowie, tak jakby niewidzialna obręcz zaciskała się wokół mojego umysłu.
Zaklęłam i odwróciłam wzrok. Kiedy tylko zniknęłam za rogiem, rzuciłam się do biegu. Po głowie kołatała mi się jedna myśl: nie daj się złapać.


Edytowane dnia: 24.03.2014r

10 komentarzy:

  1. Ciekawe, czy ją widzieli. Jako jakaś specjalnie szkolona jednostka powinni być bardziej wyczuleni. No chyba że nie mają zdjęcia dziewczyny albo ona nie wyróżnia się z tłumu.
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - nie można być tego pewnym po przeczytaniu tego. Ale z odpowiedzią zaczekam do następnego rozdziału. Do tej pory będę udawać, że wiem co się dzieje i wszystko mam pod kontrolą.

      Usuń
  2. To opowiadanie jest zdecydowanie lepsze od "Prawdziwej historii Aloxy Steem". Powinno być Twoim flagowym tworem :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. To z myślą o "Planie" założyłam ten blog, jednak z trudem przychodzi mi teraz pisanie tego opowiadania. Chyba za długo zwlekałam, by spisać to, co przez ponad rok tworzyło się w mojej głowie i mam zbyt wiele pomysłów. Postaram się jednak przemóc. Ponoć najtrudniejszy jest ten pierwszy krok, a później... jakoś leci.

      Usuń
  3. Nie podoba mi się to, że wrzuciłaś coś na swojego bloga i tego teraz tutaj nie ma. Dlaczego usunęłaś opowiadanie, które nazwałaś "Polowanie"? Jestem ciekaw jak Ci wyszło, a widzę tylko początkowy fragment i to mnie nie zadowala.
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrobiłam tego specjalnie; musiał zajść jakiś błąd, nie sprawdzałam tego po "wstawieniu". Już to naprawiłam.

      Usuń
  4. Noo. Dobre i coś związane z Marvelem. Mam w domu speca od tych tematow, z nią nie da się oglądać niczego z tym związanego, usta się jej nie zamykają. Ale nic, podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zazdroszczę. Moja siostra równiez jest biegła w komentowaniu.
      Ja jestem jednak zielonkawa w tm temacie i wiem, że już to wygląda dość sztucznie. Obecnie zastanawiam się wiec nad wprowadzeniem pewnych zmian.

      Usuń
  5. I kolejny rozdział za mną! Muszę Ci powiedzieć, całkowicie szczerze, że ta historia coraz bardziej mnie wciąga! I jestem wręcz zdruzgotana, że mam przed sobą tylko jeden rozdział. Nie zaglądałam jeszcze do niego i nie znam sposobu w jaki publikujesz, dlatego nie wiem czy masz zamiar napisać więcej rozdziałów (bo publikujesz na raz kilka opowiadań) czy na czwórce "Plan" się kończy, ale mam ogromną nadzieję, że jednak ta pierwsza opcja. Wywołałaś tym rozdziałem ogromne emocje u mnie! Poważnie!

    Jak pisałam pod poprzednim rozdziałem, podoba mi się postać Stona. Jest niepokorny, na każdy temat ma swoje zdanie i jest szaleńczo oryginalny. I w wypadku tego stroju moim zdaniem miał rację. No bo biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia, Sam ich rozpoznała. Gdyby wszyscy byli w ubrani w codzienne ciuchy, mogliby się do niej zbliżyć, a ona nawet nie wyczułaby niebezpieczeństwa (tak sądzę). Stona by nie poznała, a ich od razu. Więc po co Dwayne się tak piekli? Chociaż z jednej strony rozumiem. Facet wykazuje niereformowalność, nie słucha przełożonych i zawsze musi zrobić po swojemu. Każdy potrafi się dostosować, a on nie. Chyba każdy by się wkurzał xD
    Nie chciałabym być w skórze Sam. Jaki strach ona musi teraz przeżywać! Ale całym sercem jestem po jej stronie. Mam nadzieję, że zdoła im uciec. Ma strasznie trudne zadanie przed sobą. Ich jest kilku, ona jedna. Ale wierzę, że jej się uda! I wierzę, ze dziś skończę to opowiadanie;D Bo aż wstyd tak długo czytać cztery rozdziały. No, ale cóż... Studia. I wszystko jasne;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłości mam zamiar dokończyć to opowiadanie. Jak na razie nie bardzo znam termin, ale powoli się do tego zbieram.
      Wiem, że rzeczy typu czytanie w myślach, jasnowidzenie etc. to czysta bujda, jednak zaczęłam się nad tym ponownie zastanawiać... Pod każdym wcześniejszym rozdziałem napapisałaś coś odnoszącego się do następnych i za kazdym razem trafiałaś w sedno. Tym razem w kwestii strojów to również strzał w dziesiątkę. Tyrone chce się o Sky czegoś dowiedzieć i najlepszym na to sposób to zbliżyć się do niej nieformalnie, bez obecności reszty Łowców.
      Rozumiem Cię. Ja na razie o studniach (naszczęście) nic nie wiem, jednak i mnie szkoła daje w kość. zwłaszcza, że już niedługo koniec.

      Usuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.