Podróż wanem była męcząca, jednak nie udzielono nam
pozwolenia na lot. Widocznie szefostwu nie zależało tak bardzo na tempie. Lub
nie chcieli zwracać uwagi na tę nietypową misję. To jedynie wzmogło moją
ciekawość co do naszego celu. Kim jest i jaką rolę pełni w Tarczy? Przejrzałem
wszystko, co o niej mieli. Nie znalazłem nic ciekawego... co utwierdziło mnie w
chęci poznania prawdy. Jak dotąd wszelkie działania zwierzchników, by utrzymać
nasze zadanie w tajemnicy i zachowanie wszelkich informacji dla siebie, nie
przynosiły najlepszych rezultatów, jeśli idzie o moją osobę. Tak jak to sobie
obiecałem, dowiem się, co jest grane.
- Tyrone, hej!- Ktoś trącił mnie w ramię. Niechętnie
odsłoniłem twarz i podniosłem powieki, lecz zaraz je opuściłem, oślepiony przez
jasne światło. W ułamku sekundy mój wzrok przyzwyczaił się do oświetlenia;
napotkałem piwne oczy Max.- Pobudka. Wysiadamy.
Przeciągnąłem się. Nawet nie zauważyłem, kiedy przysnąłem.
- Nareszcie. Mam dosyć tej metalowej puszki.
Wygramoliłem się z auta. Po niemal pięciu godzinach
bezruchu byłem cały sztywny. Nienawidziłem bezczynności - przynajmniej nie tej,
która została mi narzucona.
- Hej, dzieciaki! - Dwayne nie marnował czasu. - Każdy zna
plan. A jeśli nie to radzę się z nim zapoznać. Wszystko ma grać jak w zegarku,
jasne? I nie ma żadnych samodzielnych ruchów. Robimy to co nam zlecili i tak
jak nam zlecili. Rozumiemy się? - Spojrzał po naszej grupce. Naprawdę nie wiem
czemu, ale swoje spojrzenie najdłużej zatrzymał na mnie. Przecież działam
zgodnie z planem... no, zazwyczaj. To nie była moja wina, że niektóre ich
strategii były do kitu. Wprowadzałem jedynie pewne praktyczne ulepszenia. -
Jakieś pytania?
- Realizacja zadania ma rozpocząć się wieczorem - zauważył
Alex- więc mamy jeszcze z dziesięć godzin. Co będziemy robić przez ten czas?
- Jechaliśmy cały dzień. Teraz wynajmiemy pokoje w tym
motelu - Dwayne wskazał za siebie ruchem głowy - a kiedy nadejdzie czas,
ruszymy do akcji. Dobra, koniec gadania. Weźcie co tam macie i idziemy.
Piętnaście minut później stałem pod prysznicem w strumieniu
gorącej wody. Pozwoliłem zdrętwiałym po jeździe mięśniom na rozluźnienie,
przygotowując się jednocześnie do wieczornej akcji. Dziewczyna, która mamy
ściągnąć ma zdolności telekinetyczne. Tacy należą do jednych z
najniebezpieczniejszych; nawet słabi magowie o tych zdolnościach mogą nieźle
uprzykrzyć życie, a jeśli moje podejrzenia się sprawdzą, nasz cel należy do
tych silnych. Zapowiadało się na wieczór pełen akcji.
Z jednej strony ta perspektywa mnie cieszyła - zbyt długo
siedziałem w ośrodku szkoleniowym i zdążyłem zatęsknić do działania - a
jednocześnie niepokoiła. Jeśli się powiedzie, to co to będzie oznaczać dla
dalszych planów Nemezis? Czy wpłynie to w jakikolwiek sposób na ich działanie?
Czy utrudni realizację naszych zamierzeń?
Potrząsnąłem głową otrząsając się z rozmyślań. Owszem,
przewidywanie tego, co się zdarzy jest przydatne, ale zbytnie zamartwianie się
nikomu nie wpływa na dobre.
Wyszedłem spod prysznica, ubrałem się i ogoliłem. Stojąc
przed zaparowanym lustrem, którego część wytarłem, przyjrzałem się krytycznie
zamazanemu obrazowi i swoim już przydługim włosom. Aż błagały o ścięcie. Jednak
teraz nie było to moim największym zmartwieniem i ich przycięcie mogło
poczekać.
Opuściłem łazienkę i zaraz potem już leżałem na łóżku.
Czekało mnie dziesięć długich godzin czekania, niepewności i nękającej
ciekawości. Zapowiadały się niezwykle interesująco...
- Dobra, koniec. - Dwayne kiedyś z mojego powodu dostanie
załamania nerwowego. Jestem tego pewien, choć z premedytacją się do tego nie
przyczynię. Po prostu mój sposób bycia mu nie pasuje. Czy to moja wina, że lubię
działać po swojemu? - Mam dosyć. Wsiadać. Już, inaczej nam ucieknie. A nie mam
ochoty ganiać za nią po mieście. Ale ostrzegam, Stone - skierował na mnie ostre
spojrzenie - pożałujesz tego.
- Jasne, szefie - odparłem z uśmiechem wsiadając do auta.
Ubrany byłem w przeciwieństwie do reszty w cywilne ciuchy - to właśnie nie
spodobało się Dwayne'owi.
Mężczyzna z irytacją wsiadł na miejsce kierowcy. Spojrzał
na mnie we wstecznym lusterku, jednak nic nie powiedział. Reszcie również mój
mały wyskok nie przypadł do gustu, jednak tylko Alex się na ten temat
wypowiedział. Czasem się zastanawiam... Wygląda na dosyć inteligentnego gościa,
więc czemu jeszcze nie załapał, że jego gadanie mnie nie rusza? Można mieć
jedynie nadzieję, że zmądrzeje...
Ruszyliśmy. Było już wpół do. Okey, może odrobinę
przesadziłem... Jeśli złapią nas korki, za nic nie zdążymy na czas. Jeśli tak
się stanie, reszta nie da mi żyć. Jeśli w dodatku będzie to w raporcie - a z
Dwayne'em tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo - szefostwo może mnie usadzić na
kilka tygodni, lub nawet miesięcy, co nie będzie korzystne dla misji...
Dotarliśmy na czas... by złapać właściciela knajpy. Akurat
wychodził głównym wejściem i zaciągał kratę. Widząc nas zaczął się śpieszyć.
- Pan Marvin Benson? - spytał Dwayne. - Szukamy Samanthy
Mongomery. Według doniesień jest zatrudniona u pana.
- Ja... - mężczyzna nerwowo przełkną ślinę. Był wysoki,
przeraźliwie chudy i blady. Jego ciemne przetłuszczone włosy zwisały w
strąkach.
- Tak, czy nie?
- Wybaczcie, śpieszę się. - Chciał nas wyminąć i odejść,
jednak Alex zagrodził mu drogę. Po chwili mężczyzna drgnął i padł na kolana z
przeraźliwym jękiem.
- Do cholery, Black! - odepchnąłem go; poleciał na ścianę.
Benson przez chwilę klęczał na ziemi ciężko dysząc, potem
spojrzał w górę; oczy niemal wychodziły mu z orbit, a źrenice zakrywały niemal
całe tęczówki. Black przegiął, potraktował go solidną dawką.
Dwayne złapał mężczyznę za ramię i podciągnął do góry.
- Pytam po raz ostatni - wycedził. Uprzejmy jak zawsze.-
Pracuje u ciebie?
- Tak - wyszeptał drżącym głosem. - Ale... Już jej nie ma. Ona skończyła pracę.
- Jasny gwint - mruknął Dwayne, zaciskając dłonie w pieść.
Przez ramię posłał mi wściekle spojrzenie. - Kiedy?
- Pięć minut temu - wyjąkał Benson.
Dwayne puścił go i odwrócił się.
- Ruszamy. A z wami, chłopcy, policzę się później.
_-_-_-_-_
Zimno. Jest dopiero wrzesień i tak dokuczliwie zimno. A
ponoć klimat znacznie się ocieplił. Ciekawe, jakoś wcale tego nie czuję.
Włożyłam dłonie w kieszenie i pochyliłam głowę. Jak ja nienawidzę jesieni... i
zimy. Przez większość czasu plucha, mróz, deszcz, śnieg i jeszcze raz mróz. Na
samą myśl aż dreszcze przeszły mi po plecach.
Jakby tego było mało, niedługo po moim wyjściu z restauracji, z nieba wreszcie lunęło. Zimne strugi deszczu nie pozostawiły na mnie nietkniętego skrawka, a moje stare tenisówki szybko napełniły się wodą. Z charakterystycznym dla mnie optymizmem, zastanawiałam się, czy Benson da mi chorobowe.
Jakby tego było mało, niedługo po moim wyjściu z restauracji, z nieba wreszcie lunęło. Zimne strugi deszczu nie pozostawiły na mnie nietkniętego skrawka, a moje stare tenisówki szybko napełniły się wodą. Z charakterystycznym dla mnie optymizmem, zastanawiałam się, czy Benson da mi chorobowe.
Wpatrując się w swoje zdarte buty parłam do przodu,
ignorując mijających mnie ludzi. Byłam zmęczona, głodna i obolała po całym dniu
ciężkiej harówki. Twarz miałam zdrętwiałą od ciągłego uśmiechania się do
klientów. Pracowałam już w paru miejscach, na różnych posadach. Byłam na
zmywaku, sprzątałam, przez dwa tygodnie czyściłam miejskie toalety (czego nie
robi się dla pieniędzy?), pracowałam jako barmanka, brałam wszystko, co
pozwoliło mi się utrzymać. Jednak
dopiero bycie kelnerką uświadomiło mi, jak trudna i nieprzyjemna może być
praca. Niby nic... trzeba tylko chodzić, w tą i we w tą roznosząc dania i
zbierając zamówienie. Jednak wytrzymanie wśród natłoku ludzi, często skrajnie
chamskich nie jest już takie proste. Zwłaszcza, gdy ma się takiego szefa jak
Benson.
Koniec - pomyślałam. - Nie zadręczaj się tym. Masz już
wolne.
Wolne. A jutro znowu to samo...
Dobra, przyznaję, nie powinnam narzekać. Mam pracę,
mieszkanie i z czego żyć. Inni nawet tym nie mogą się poszczycić. Poszczęściło
mi się, taka jest prawda. Bez względu na to jak kiepskie jest moje życie.
Ktoś potrącił mnie, wyrywając z rozmyślań. Zerknęłam do
tyłu. Zobaczyłam szerokie plecy w sztruksowej kurtce i ...
O mało się nie potknęłam. Przez strugi deszczy, w rzednącym tłumie, jakieś czterdzieści metrów za sobą zobaczyłam
Guardianów. Ich służbowych strojów - kombinezonów z czarnego materiału ciasno
opinającego ciało, wysokich butów i białych przepasek na ramieniu z logo Tarczy
- nie da się pomylić z niczym innym.
Odwróciłam się i starałam się iść spokojnie dalej,
zwalczając nieprzepartą wręcz chęć by rzucić się do biegu. Jeśli dziś miało by
się stać coś, przed czym uciekałam niemal całe życie...
- Skup się - mruknęłam. Chyba nieco za głośno, jakaś
kobieta w bezowym bolerku spojrzała na mnie spod uniesionych brwi. Posłałam jej
nerwowy uśmiech.
Dłonie w kieszeniach miałam zaciśnięte w pieści; czułam jak
paznokcie wbijają mi się we wnętrza dłoni. Ból nieco mnie otrzeźwił, pozwolił
zebrać myśli. Wzięłam kilka głębokich wdechów i przeanalizowałam sytuację. Za
plecami mam trójkę (co najmniej) Guardianów. Prawdopodobne jest, że są tu ze
względu na mnie. Nie wyglądali na służby patrolowe – brak im było naszywki na
piersi - co potwierdzało moja teorię. Wokół mnie jest tłum, który może
pomóc mi w ucieczce. Jeśli okaże się, że jestem na ich celowniku, nie mogę
oczywiście wrócić do mieszkania; na szczęście wszystko, co będzie mi potrzebne
mam w torbie.
Doszłam do skrzyżowania. Skręcając w prawo, nie mogłam się
powstrzymać, by zerknąć na Guardianów. Wysoki blondyn, czarnowłosy mężczyzna i
ruda dziewczyna. Kiedy na nią spojrzałam poczułam nagły, nieprzyjemny ucisk w głowie,
tak jakby niewidzialna obręcz zaciskała się wokół mojego umysłu.
Zaklęłam i odwróciłam wzrok. Kiedy tylko zniknęłam za
rogiem, rzuciłam się do biegu. Po głowie kołatała mi się jedna myśl: nie daj
się złapać.
Edytowane dnia: 24.03.2014r
Ciekawe, czy ją widzieli. Jako jakaś specjalnie szkolona jednostka powinni być bardziej wyczuleni. No chyba że nie mają zdjęcia dziewczyny albo ona nie wyróżnia się z tłumu.
OdpowiedzUsuńA.J.
Masz rację - nie można być tego pewnym po przeczytaniu tego. Ale z odpowiedzią zaczekam do następnego rozdziału. Do tej pory będę udawać, że wiem co się dzieje i wszystko mam pod kontrolą.
UsuńTo opowiadanie jest zdecydowanie lepsze od "Prawdziwej historii Aloxy Steem". Powinno być Twoim flagowym tworem :3
OdpowiedzUsuńDziękuję. To z myślą o "Planie" założyłam ten blog, jednak z trudem przychodzi mi teraz pisanie tego opowiadania. Chyba za długo zwlekałam, by spisać to, co przez ponad rok tworzyło się w mojej głowie i mam zbyt wiele pomysłów. Postaram się jednak przemóc. Ponoć najtrudniejszy jest ten pierwszy krok, a później... jakoś leci.
UsuńNie podoba mi się to, że wrzuciłaś coś na swojego bloga i tego teraz tutaj nie ma. Dlaczego usunęłaś opowiadanie, które nazwałaś "Polowanie"? Jestem ciekaw jak Ci wyszło, a widzę tylko początkowy fragment i to mnie nie zadowala.
OdpowiedzUsuńA.J.
Nie zrobiłam tego specjalnie; musiał zajść jakiś błąd, nie sprawdzałam tego po "wstawieniu". Już to naprawiłam.
UsuńNoo. Dobre i coś związane z Marvelem. Mam w domu speca od tych tematow, z nią nie da się oglądać niczego z tym związanego, usta się jej nie zamykają. Ale nic, podoba mi się.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę. Moja siostra równiez jest biegła w komentowaniu.
UsuńJa jestem jednak zielonkawa w tm temacie i wiem, że już to wygląda dość sztucznie. Obecnie zastanawiam się wiec nad wprowadzeniem pewnych zmian.
I kolejny rozdział za mną! Muszę Ci powiedzieć, całkowicie szczerze, że ta historia coraz bardziej mnie wciąga! I jestem wręcz zdruzgotana, że mam przed sobą tylko jeden rozdział. Nie zaglądałam jeszcze do niego i nie znam sposobu w jaki publikujesz, dlatego nie wiem czy masz zamiar napisać więcej rozdziałów (bo publikujesz na raz kilka opowiadań) czy na czwórce "Plan" się kończy, ale mam ogromną nadzieję, że jednak ta pierwsza opcja. Wywołałaś tym rozdziałem ogromne emocje u mnie! Poważnie!
OdpowiedzUsuńJak pisałam pod poprzednim rozdziałem, podoba mi się postać Stona. Jest niepokorny, na każdy temat ma swoje zdanie i jest szaleńczo oryginalny. I w wypadku tego stroju moim zdaniem miał rację. No bo biorąc pod uwagę późniejsze wydarzenia, Sam ich rozpoznała. Gdyby wszyscy byli w ubrani w codzienne ciuchy, mogliby się do niej zbliżyć, a ona nawet nie wyczułaby niebezpieczeństwa (tak sądzę). Stona by nie poznała, a ich od razu. Więc po co Dwayne się tak piekli? Chociaż z jednej strony rozumiem. Facet wykazuje niereformowalność, nie słucha przełożonych i zawsze musi zrobić po swojemu. Każdy potrafi się dostosować, a on nie. Chyba każdy by się wkurzał xD
Nie chciałabym być w skórze Sam. Jaki strach ona musi teraz przeżywać! Ale całym sercem jestem po jej stronie. Mam nadzieję, że zdoła im uciec. Ma strasznie trudne zadanie przed sobą. Ich jest kilku, ona jedna. Ale wierzę, że jej się uda! I wierzę, ze dziś skończę to opowiadanie;D Bo aż wstyd tak długo czytać cztery rozdziały. No, ale cóż... Studia. I wszystko jasne;D
W przyszłości mam zamiar dokończyć to opowiadanie. Jak na razie nie bardzo znam termin, ale powoli się do tego zbieram.
UsuńWiem, że rzeczy typu czytanie w myślach, jasnowidzenie etc. to czysta bujda, jednak zaczęłam się nad tym ponownie zastanawiać... Pod każdym wcześniejszym rozdziałem napapisałaś coś odnoszącego się do następnych i za kazdym razem trafiałaś w sedno. Tym razem w kwestii strojów to również strzał w dziesiątkę. Tyrone chce się o Sky czegoś dowiedzieć i najlepszym na to sposób to zbliżyć się do niej nieformalnie, bez obecności reszty Łowców.
Rozumiem Cię. Ja na razie o studniach (naszczęście) nic nie wiem, jednak i mnie szkoła daje w kość. zwłaszcza, że już niedługo koniec.