Żyłam tak jak inni
ludzie. Jedyną różnicą między nami jest tajemnica jaką skrywam ja i moja
rodzina. Choć do niedawna nawet nie wiedziałam o istnieniu jakiegokolwiek
sekretu, wpłynął on na moje życie, bezpowrotnie je zmieniając.
Urodziłam się w górach, na ziemiach dzikich, porośniętych
gęstymi puszczami i poprzecinanymi siatką rzek i potoków, gdzie pełno było
leśnych zwierząt. Wychowałam się w niewielkiej wiosce zwanej przez obcych
Ombre. Ponoć nazwa wywodzi się z obcego języka, nieużywanego w tych stronach
zbyt często. Dla nas, ludzi tam mieszkających to po prostu Om. Prosto,
zwyczajnie i swojsko.
Spędziłam tam niemal cale życie- osiemnaście lat. Tam
miałam swoją rodzinę, swój dom.
Wystarczył jeden nieszczęśliwy wypadek, by to wszystko
stracić.
Od kiedy nauczyłam się chodzić, jak mi mówiono, pchałam się
wszędzie- zarówno tam gdzie mnie chcieli i tam, gdzie moje towarzystwo nie było
porządne. Ale wtedy, byłam jeszcze małym dzieckiem i nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Teraz to wiem i znam przyczynę wrogości tej garstki ludzi.
Pomagałam rodzicom w ich pracach. Wraz z matką siałam,
zbierałam i suszyłam lecznicze zioła. Zapoznała mnie ona z skomplikowaną sztuką
warzenia naparów, sporządzania pomagających w bólu i ranach balsamów i dodających
sił herbat. Wprowadziła mnie w ten świat z zapałem i niezwykłą pasją, której,
niestety -mimo największych chęci- nie udało mi się w sobie zaszczepić. Mimo
tego niepowodzenia nie ustawałam w naukach i dążeniu do perfekcji.
Szybko jednak okazało się, że nie mam potrzebnych do tego
predyspozycji. Nie zraziło to jednak ani mnie, ani mojej matki.
O wiele lepiej szło mi z ojcem. Mimo protestów matki już w
wieku sześciu lat po raz pierwszy wyruszyłam z nim na polowanie. Zrobił mi na
tę okazje łuk- ten sam, którym posługuję się do dziś. Wtedy był dla mnie za
duży i minęło kilka lat, zanim byłam w stanie go użyć. Do tego czasu,
posługiwałam się innym, mniejszym, bardziej odpowiednim dla dziecka.
Pierwszą zwierzynę upolowałam w wieku niespełna dziesięciu
lat. To był ptak. Bażant. Siedział ukryty wśród gałęzi krzewu. Przycupnął
tak, że prawie go przeoczyłam, ale nieostrożnie drgnął, kiedy ktoś nieostrożnie
nastąpił na suchą gałąź.
Strzałę wypuściłam pewną ręką, ale z drżącym sercem. Zawsze
ciągnęło mnie do zwierząt, szczególnie dzikich. Czułam z nimi pewną
niewytłumaczalną wtedy więź. Choć i teraz jest to trochę dziwne, zważając na to, kim jestem.
Ojciec w krótkim czasie dostrzegł we mnie talent. I nie on
jeden. Ludzie z Om mówili, że jak tak dalej pójdzie przerosnę go
umiejętnościami. Wtedy uważałam, że to niemożliwe. I nadal tak sądzę, mimo
wielu lat i zmian jakie zaszły w moim życiu. W tym zawsze będzie dla mnie wzorem,
a jego rady będą ścieżką, wzdłuż której będę podążać.
Oprócz nauk od rodziców, w pobliskiej świątyni dowiedziałam
się wiele z ksiąg tamtejszej biblioteki. Wtedy, kiedy jeszcze oprócz Om nie
znałam nic oprócz pobliskich lasów, gór i rzek, wydawała się czymś wspaniałym,
bezkresnym. Za choćby chwilę spędzoną wśród opasłych tomów, byłam gotowa
wykonać każdą, nawet najgorszą pracę, jaką nadawał mi wiekowy kapłan.
Lubiłam tego sługę bogów mimo jego ponurego i złośliwego
charakteru. Szybko poznałam, że to jedynie zewnętrzna powłoka, którą łatwo
można przełamać. Tak naprawdę ten podstarzały mężczyzna był pomocny,
szczery i uczciwy. Trzeba było jedynie odrobinę cierpliwości, zawziętości i
próśb, potrzebnych do namówienia go, aby udzielił mi kilku lekcji pisania.
Podczas tych spędzonych wspólnie godzin nad zakurzonymi księgami i tabliczką,
otworzył się przede mną. Jednak, jak już wcześniej wspominałam, za możliwość
nauki musiałam płacić pracą. Nie narzekałam. Było warto.
Wśród starego księgozbioru pełnego mitów, baśni, legend,
traktatów, powieści i wielu innych niezliczonych dzieł czułam się wolna od
wszystkich trosk- stawałam się kimś innym, przenosiłam sie do miejsc, których nie znałam.
Mojej pasji czytania nie podzielał nikt z wioski. Rodzice
wręcz to potępiali i z początku chcieli nawet zabronić mi pobierania nauk, ale
że byli pobożni, gdy wstawił się za mną kapłan, ustąpili. Nie byli jednak tym
zachwyceni i nadal patrzyli na to z nieskrywanym niezadowoleniem, który, aż wstyd się
przyznać, świadomie ignorowałam.
Tak mniej więcej minęło osiemnaście lat mojego życia. Spędziłam
go wśród bliskich mi osób, rodziny, do której wliczałam wszystkich mieszkańców
Om. Wychowywałam się wśród nich, żyłam z nimi. Pracowaliśmy ramię w ramię.
Nigdy nie podejrzewałam, że skończy się to kiedykolwiek. A zwłaszcza ich zdradą.
Edytowane dnia 02.02.2014r.
bardzo ciekawy początek. :)
OdpowiedzUsuńtak naprawdę nie mam jeszcze rysunku tego opowiadania i to jest plusem. :)
na pewno przeczytam następne rozdziały, gdyż zaintrygowałaś mnie tym łucznictwem.
pozdrawiam, Healy. :)
ucieczkawmarzenia.blogspot.com
P.S. obserwuję. :)
Dziękuję. Na punkcie łucznictwa mam pewnego rodzaju manię. Gdy tworzę postać z takiego okresu, zwykle ma z nim coś wspólnego.
UsuńZa to również jestem wdzięczna i oczywiście odwdzieczę się.