wtorek, 11 lutego 2014

Prawdziwa historia Aloxy Steem - część pierwsza "Przedtem"

Opowiadanie pochodzi ze strony http://vertdell.cba.pl/ Jest pisane wyłącznie przeze mnie. To, jak mówi tytuł, historia pewnej dziewczyny, której życie pewnego dnia zmieniło się nie do poznania. Nie jest to opowiadanie, z myślą o którym stworzyłam ten blog, jednak uznałam, że umieszczenie go tutaj to dobry pomysł.


 Żyłam tak jak inni ludzie. Jedyną różnicą między nami jest tajemnica jaką skrywam ja i moja rodzina. Choć do niedawna nawet nie wiedziałam o istnieniu jakiegokolwiek sekretu, wpłynął on na moje życie, bezpowrotnie je zmieniając.
Urodziłam się w górach, na ziemiach dzikich, porośniętych gęstymi puszczami i poprzecinanymi siatką rzek i potoków, gdzie pełno było leśnych zwierząt. Wychowałam się w niewielkiej wiosce zwanej przez obcych Ombre. Ponoć nazwa wywodzi się z obcego języka, nieużywanego w tych stronach zbyt często. Dla nas, ludzi tam mieszkających to po prostu Om. Prosto, zwyczajnie i swojsko.
Spędziłam tam niemal cale życie- osiemnaście lat. Tam miałam swoją rodzinę, swój dom.
Wystarczył jeden nieszczęśliwy wypadek, by to wszystko stracić.
Od kiedy nauczyłam się chodzić, jak mi mówiono, pchałam się wszędzie- zarówno tam gdzie mnie chcieli i tam, gdzie moje towarzystwo nie było porządne. Ale wtedy, byłam jeszcze małym dzieckiem i nie zdawałam sobie z tego sprawy. Teraz to wiem i znam przyczynę wrogości tej garstki ludzi.
Pomagałam rodzicom w ich pracach. Wraz z matką siałam, zbierałam i suszyłam lecznicze zioła. Zapoznała mnie ona z skomplikowaną sztuką warzenia naparów, sporządzania pomagających w bólu i ranach balsamów i dodających sił herbat. Wprowadziła mnie w ten świat z zapałem i niezwykłą pasją, której, niestety -mimo największych chęci- nie udało mi się w sobie zaszczepić. Mimo tego niepowodzenia nie ustawałam w naukach i dążeniu do perfekcji.
Szybko jednak okazało się, że nie mam potrzebnych do tego predyspozycji. Nie zraziło to jednak ani mnie, ani mojej matki.
O wiele lepiej szło mi z ojcem. Mimo protestów matki już w wieku sześciu lat po raz pierwszy wyruszyłam z nim na polowanie. Zrobił mi na tę okazje łuk- ten sam, którym posługuję się do dziś. Wtedy był dla mnie za duży i minęło kilka lat, zanim byłam w stanie go użyć. Do tego czasu, posługiwałam się innym, mniejszym, bardziej odpowiednim dla dziecka. 
Pierwszą zwierzynę upolowałam w wieku niespełna dziesięciu lat. To był ptak. Bażant. Siedział ukryty wśród gałęzi krzewu. Przycupnął tak, że prawie go przeoczyłam, ale nieostrożnie drgnął, kiedy ktoś nieostrożnie nastąpił na suchą gałąź.
Strzałę wypuściłam pewną ręką, ale z drżącym sercem. Zawsze ciągnęło mnie do zwierząt, szczególnie dzikich. Czułam z nimi pewną niewytłumaczalną wtedy więź. Choć i teraz jest to trochę dziwne, zważając na to, kim jestem.
Ojciec w krótkim czasie dostrzegł we mnie talent. I nie on jeden. Ludzie z Om mówili, że jak tak dalej pójdzie przerosnę go umiejętnościami. Wtedy uważałam, że to niemożliwe. I nadal tak sądzę, mimo wielu lat i zmian jakie zaszły w moim życiu. W tym zawsze będzie dla mnie wzorem, a jego rady będą ścieżką, wzdłuż której będę podążać.
Oprócz nauk od rodziców, w pobliskiej świątyni dowiedziałam się wiele z ksiąg tamtejszej biblioteki. Wtedy, kiedy jeszcze oprócz Om nie znałam nic oprócz pobliskich lasów, gór i rzek, wydawała się czymś wspaniałym, bezkresnym. Za choćby chwilę spędzoną wśród opasłych tomów, byłam gotowa wykonać każdą, nawet najgorszą pracę, jaką nadawał mi wiekowy kapłan.
Lubiłam tego sługę bogów mimo jego ponurego i złośliwego charakteru. Szybko poznałam, że to jedynie zewnętrzna powłoka, którą łatwo można przełamać. Tak naprawdę ten podstarzały mężczyzna był pomocny, szczery i uczciwy. Trzeba było jedynie odrobinę cierpliwości, zawziętości i próśb, potrzebnych do namówienia go, aby udzielił mi kilku lekcji pisania. Podczas tych spędzonych wspólnie godzin nad zakurzonymi księgami i tabliczką, otworzył się przede mną. Jednak, jak już wcześniej wspominałam, za możliwość nauki musiałam płacić pracą. Nie narzekałam. Było warto.
Wśród starego księgozbioru pełnego mitów, baśni, legend, traktatów, powieści i wielu innych niezliczonych dzieł czułam się wolna od wszystkich trosk- stawałam się kimś innym, przenosiłam sie do miejsc, których nie znałam.
Mojej pasji czytania nie podzielał nikt z wioski. Rodzice wręcz to potępiali i z początku chcieli nawet zabronić mi pobierania nauk, ale że byli pobożni, gdy wstawił się za mną kapłan, ustąpili. Nie byli jednak tym zachwyceni i nadal patrzyli na to z nieskrywanym niezadowoleniem, który, aż wstyd się przyznać, świadomie ignorowałam.
Tak mniej więcej minęło osiemnaście lat mojego życia. Spędziłam go wśród bliskich mi osób, rodziny, do której wliczałam wszystkich mieszkańców Om. Wychowywałam się wśród nich, żyłam z nimi. Pracowaliśmy ramię w ramię. Nigdy nie podejrzewałam, że skończy się to kiedykolwiek. A zwłaszcza ich zdradą.

Edytowane dnia 02.02.2014r.

2 komentarze:

  1. bardzo ciekawy początek. :)
    tak naprawdę nie mam jeszcze rysunku tego opowiadania i to jest plusem. :)
    na pewno przeczytam następne rozdziały, gdyż zaintrygowałaś mnie tym łucznictwem.
    pozdrawiam, Healy. :)

    ucieczkawmarzenia.blogspot.com

    P.S. obserwuję. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Na punkcie łucznictwa mam pewnego rodzaju manię. Gdy tworzę postać z takiego okresu, zwykle ma z nim coś wspólnego.
      Za to również jestem wdzięczna i oczywiście odwdzieczę się.

      Usuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.