poniedziałek, 14 kwietnia 2014

"Plan" - Rozdział czwarty

Kiedy z nieba lunęło, a my nie byliśmy bliżsi schwytania celu niż przed dość nieprzyjemnym spotnieniem pod restauracją, zacząłem wyrzucać sobie swoją samowolkę. Zmarnowałem sporo czasu na postawienie na swoim (co w tym wypadku nie było aż tak konieczne) i przeze mnie – do czego nie przyznam się przed nikim – tracimy teraz czas, ganiając po mieście. W dodatku na ślepo i w deszczu.
Do tego drugiego byliśmy przyzwyczajeni – działaliśmy w różnych warunkach, w wielu miejscach. Żadne ulewy, upały, czy mrozy nie są nam straszne – szkolili nas, byśmy byli na to odporni - ale zwykle mieliśmy do pomocy kogoś, ktoś jest w stanie wskazać cel. Tym razem było inaczej.
Bailey, która została w wanie zaparkowanym przy restauracji, przez długi czas się nie odzywała. Kiedy to zrobiła, głos miała wyraźnie zmęczony.
- Słuchajcie, mamy problem.
-Serio? – prychnęła Max.
- Kolejny? – warknął Vaught z rozdrażnieniem. Westchnął i przeczesując włosy powiedział już łagodniej: – Co się stało?
- Nie potrafię jej namierzyć.
- Jesteś pewna? Sprawdzałaś dokładnie?
- Szefie, ja nie pouczam cię jak dowodzić, ty nie pouczaj mnie jak mam robić swoje.
Vaught zacisnął zęby. Każdy, kto pracował z Bailey wiedział, że podczas akcji nie jest sobą. Gdy korzysta ze swoich zdolności, przestaje być nieśmiałą, pokorna dziewczyną.
- Morrow, rozumiem, że szperanie bywa ciężkie, ale nie przeginaj…
- Przepraszam. – westchnęła. – Wracając do sprawy… Rozszerzyłam obszar poszukiwań na tyle, ile byłam w stanie, ale nie wyczuwam żadnego maga oprócz was - stwierdziła z rezygnacją. - Nie wiem, może jej w ogóle tu nie ma?
- Musi być - warknął Dwayne. - Ta szumowina ze sklepu nie ośmieliła by się zełgać.
Nastąpiła minuta ciszy. Mógłbym się założyć, że Bailey znów robi wszystko by zlokalizować cel. Kilka razy byłem przy tym jak korzystała ze swojego "radaru". Za każdym razem miała taki wyraz twarzy, jakby była pod wpływem Alexa. Nie wiem, czy cierpi fizycznie, czy raczej to jej umysł, ale nie zazdroszczę jej.
- Może i nie kłamał, ale nic tu nie ma. Miałam już do czynienia z kilkoma takimi przypadkami, ale... Jeśli to, co wiemy jest prawdą...
- Do rzeczy.
- Każda osoba, której nie potrafiłam wykryć była telepatą - powiedziała ostrożnie. - Dość silnym telepatą. Dlatego mówię, że to się nie trzyma kupy.
- Silniejszym ode mnie? - spytała Max. Była podirytowana cała tą sytuacją, a to nie poprawiało jej nastroju.
Spojrzałem na nią. Nawet ona nie potrafiła uchronić się przed zdolnościami Bailey, choć mocy jej nie brak. Nawet teraz była by w stanie przeskanować całą naszą trójkę, z Bailey włącznie, tak, że nie bylibyśmy w stanie się przed tym uchronić. Jedynie jej zasady nas przed tym bronią.
- Sugerujesz, że dali nam fałszywe dane? - wtrąciłem, zanim ktoś zdołał udzielić odpowiedzi. Jeśli tak, całe to zamieszanie związane z celem nabrało by odrobinę więcej sensu. Tylko odrobię.
- Ja nic nie sugeruję. Po prosu stwierdzam, jak jest. Nie widzę jej. I tyle.
Kolejna cisza. Kątem oka widziałem, jak Vaught zaciska szczękę. Nie dziwiłem mu się, że się wkurza. W końcu to on dostanie burę od przełożonych za nas wszystkich, jeśli schrzanimy sprawę. W dodatku to będzie plama na jego honorze - jak dotąd miał na swoim koncie wyłącznie misje zakończone sukcesem. W dodatku to zadanie nie było aż tak trudne... Teoretycznie. Nie łatwo było by tak to teraz określić.
- Dobra - warknął. - Morrow, nadal lustruj teren i powiadom, jeśli zobaczysz coś dziwnego. Cokolwiek.
- Jasne, szefie.
- A wy obserwujcie. Wiecie, jak wygląda dziewczyna. Zobaczycie kogoś, kto będzie choć w najmniejszym stopniu do niej podobny, informujcie. Możecie nawet co minutę wszczynać fałszywy alarm jeśli ją znajdziemy. A jeśli nie, policzę się z wami - zapowiedział. Każdy z nas wiedział, że nie żartuje, a kara nie będzie przyjemna.


Prawie kwadrans później, po tym jak zatrzymaliśmy z dziesięć kobiet i ruszyliśmy w pogoń za dwiema, które wsiadły do taksówek, Max trąciła mnie w ramię. Wskazała kogoś przed nami.
- To ona - oznajmiła z przekonaniem. Tym samym, co za każdym wcześniejszym razem.
Spojrzałem w kierunku, który pokazywała. Zobaczyłem dziewczynę w bluzie, z kapturem naciągniętym na głowę.
- Jesteś pewna? - spytał Alex. - Straciliśmy już dostatecznie wiele czasu. Według planu już powinniśmy być w drodze do ośrodka!
- Twoje narzekanie nic nie zmieni. – Dwayne przeczesał dłonią wilgotne włosy. Już przestało padać, choć wciąż lekko mżyło. - Taggert?
- Nie jestem w stanie jej przejrzeć. To musi być ona.
Właśnie wtedy obejrzała się do tyłu. Kiedy nas zobaczyła, strach wymalował się na jej twarzy. Szła jednak dalej, ale sztywno i nieco szybciej. Na najbliższym rogu, skręciła.
- Teraz już nie ma wątpliwości – mruknęła Max z uśmiechem.
Wszyscy spojrzeliśmy na Dwayne’a, czekając aż da wyraźny znak. Kiwnął głową. Nie czekając na nic więcej wyrwałem do przodu, „zapominając” o planie, który po drodze ustaliliśmy.
Zanim wyjąłem z ucha słuchawkę, usłyszałem groźbę Vaughta. Po raz kolejny nie trzymam się ustaleń. Zdecydowanie będę mieć przerąbane.
Kiedy skręciłem śladem tej Montgomery (alias Force). Bez zaskoczenia zobaczyłem, że dziewczyna rzuciła się do ucieczki. Miała pięćdziesiąt metrów przewagi. Nie miała szans.
Mijając przechodniów i rozchlapując pod traperami kałuże, coraz bardziej się do niej zbliżałem. Nie oglądała się do tyłu, po prostu biegła. W pewnym momencie przebiegła przez ulice, prawie wpadając pod koła. Odepchnęła się od maski auta i ruszyła dalej. Tylko raz spojrzała za siebie, kiedy po raz kolejny skręciła. Nie patrzyła jednak na mnie. Czyli pomysł z cywilnym strojem nie był najgorszy. Musiałem teraz odciągnąć ją od reszty.

W końcu wymęczyłam ten rozdział. Trochę to trwało, a i nie jest to coś, co planowałam, jednak nie mam już ochoty się z tym bawić.
Mam nadzieję, że się spodobało.

11 komentarzy:

  1. Znalazło się parę literówek, jak to zawsze się zdarza. Mam propozycję: może poszukaj sobie bety, osoby, która czytałaby Twoje teksty i wytykałaby błędy przed zamieszczeniem rozdziałów na blogu? Od razu mówię, że ja się do takiej roli nie nadaję.
    A tak poza tym, to robi się coraz ciekawiej. Zastanawiam się, czy uda im się złapać dziewczynę. A jeśli tak, to co z nią zrobią?
    A.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dotad radzileś sobie z tym nieźle. Skożystam z rady, będzie to łatwiejsze i bardziej efektywne niż moje samodzielne próby, by te błedy znaleźć.
      Po takim zastoju raczej nie bylo trudno to osiągnąć.

      Usuń
    2. Być może, ale ja jestem zbyt leniwy, by sprawdzać swoje teksty, o tekstach autorstwa innych ludzi już nic nie mówiąc ; D

      Usuń
  2. Chyba znowu wystąpił jakiś błąd. Nigdzie nie ma części piątej "Prawdziwej historii Aloxy Steem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystąpiła, ale innej natury niż ostatnio: machnęłam się i wysłałam przez przypadek. tak to bywa, gdy młodsze rodzenstwo niemal spycha cię z krzesła. Mam jednak w planie, by znow ją wstawić do końca tygodnia - tym razem ukończoną.

      Usuń
  3. Ha! czytając odpowiedź na poprzedni komentarz, wywnioskowałam, że to na szczęście nie jest ostatni rozdział. Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy, bo historia mnie wciągnęła. Te pogonie, szukanie, ucieczki to zdecydowanie coś, co trafia w mój gust. I tak jak sądziłam, pomysł z ubraniem normalnego stroju nie był wcale zły i Stone wręcz zabłysnął. A tamci się rzucali, rzucali i co? Gówno osiągnęli.

    Najbardziej ciekawi mnie, co Stone zrobi gdy już złapie Sam. O ile ją złapie. Wyda ją reszcie? Byłam przekonana, że tak, ale po ostatnim zdaniu rozdziału już nie jestem. Co to znaczy "odciągnąć od reszty"? Czyżby jednak chciał jej pomóc? Mam taką myśl. On za wszelką cenę chciał dowiedzieć się o co chodzi. Na pewno od szefów się nie dowie, bo wszystko jest dość ścisłą tajemnicą (tak sądzę) i wątpię, że będą chcieli mu cokolwiek wyjaśniać. A on jest bystry chłopak i czuje, że coś tu nie gra. A więc... czy pomoże jej uciec po to by zdobyć informacje na jej temat? nie będę gdybać, bo i tak się nie domyślę. Wiem tylko, że oboje mają charakterek i ich poznanie zapewne nie będzie łatwe, a za to mega interesujące. Minął miesiąc od tego rozdziału. Opublikuj piąteczkę!

    Wyłapałam:
    "prze zemnie"- przeze mnie
    I oprócz tego kilka literówek, ale nie skopiowałam ich i zapomniałam gdzie były;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie mógł się tym pochwalić, by nie zepsuć swojeo planu. Nie wyjawię jednak reszty, choć i tak, jak widzę, wiele już się domyśliłaś.
      Pomyślę nad tym. Czasem potrzebny jest ten"kop" energii, który zapewniają podobne pochwały. Jestem za nie bardzo wdzięczna.

      Usuń
  4. Nie będziesz już dalej tego pisać? A zaczęło być ciekawie :(
    Uciekinierka z nadprzyrodzonymi zdolnościami i ścigająca ją organizacja z podobnymi do niej ludźmi, z tego mogłaby być niezła historia. Chociaż myślę, że byłoby ciekawiej gdyby ci ludzie byli zwykłymi telepatami, a nie magami - moje osobiste zdanie. Jeszcze przydałoby się zaznaczać na początku rozdziałów kto jest narratorem. Kiedy Stone po raz pierwszy zaczął opowiadać to się trochę pogubiłem. Sam piszę opowiadanie z kilkoma narratorami, ale zawsze na początku zaznaczam kto opowiada.
    Mam nadzieję, że jednak nie zawiesisz tej historii :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Myślę, że pociągnę to dalej. Muszę tylko odnaleźć w sobie motywację i chęć rozpoczęcia tego od nowa.
      Nie chodzi tu o magów w znaczeniu czarodziejów. Są to właśnie telepaci, ludzie, którzy władaja zywiołąmi, mają nadnaturalne zdolności.

      Usuń
    2. Cóż, nazywając ich magami nasuwa się oczywiste skojarzenie. I zapomniałem przedtem dodać, że dołączam twój blog na mojej "liście uznania" na:
      http://smocza-kompania.blogspot.com
      Mam nadzieję, że mnie też odwiedzisz.

      Usuń
    3. Tak, masz rację - mój błąd.
      Dziękuję za to. Twój blog został mi polecony i zabierałam się za niego. Jednak mam parę zaległości i chciałam je nadgonić. Oczywiście jednak zajrzę. I jeszcze raz serdecznie dziękuję.

      Usuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.