wtorek, 15 kwietnia 2014

Prawdziwa historia Aloxy Steem - część piąta "Zmiany"

Mijały dni. Wciąż byłam sama w puszczy, nie niepokojona przez Bertha. Samotność zaczynała mi powoli ciążyć, nie miałam z kim podzielić się swoimi wątpliwościami. Z niecierpliwością zaczęłam wyczekiwać momentu, w którym w końcu wyrwę się z tej puszczy i trafię choć na nikły ślad cywilizacji.
I wciąż bym tego pragnęła, gdyby nie wydarzenie, które nastąpiło około pięciu dni, czy też nocy po spotkaniu z wilkołakiem.
Było już późno, a wędrówka była męcząca, jednak nie mogłam zasnąć. Czuwałam więc, wpatrzona w złote płomienie, powoli trawiące gałązki. Aby zagłuszyć przytłaczającą ciszę zaczęłam nucić pod nosem kołysankę. Śpiewała mi ją mama, kiedy byłam mała. I choć to było dawno, wciąż ją pamiętałam.
Nie wiem, która to była pora. Zaczęło się ze mną dziać coś.... dziwnego. Nie wiem, jak inaczej mogłabym to określić. Poczułam nagłe, nieodparte znużenie. Poddałam mu się.
I nie pamiętam, co było potem. Żadnych snów, przebudzeń. Nic. Po obudzeniu byłam jednak naga; ubrania, miejscami podarte, leżały porozrzucane wokół. Ognisko już zgasło i tylko wąskie pasmo dymu leniwie wznosiło się wzwyż znad kupki popiołów. Ja sama byłam obolała i, co dostrzegłam dopiero po pewnym czasie, pokryta zakrzepłą krwią. Była nią umazana moja twarz, szyja. Ciemnoczerwone plamy widniały również na dłoniach. Ten widok był przerażający. Nie z powodu krwi. Ona nie robiła na mnie większego wrażenia. Jednak to, że nie pamiętam, w jaki sposób znalazła się na mnie było niepokojące.
Nie wiedziałam już, co robić. Miałam znów wyruszyć naprzód, licząc na to, że trafię na ludzi. A co będzie, jeśli to znów się powtórzy? Jeśli po raz kolejny obudzę się nieświadoma tego, co działo się ze mną w nocy?
Pogrążona w wątpliwościach po raz kolejny dałam się zaskoczyć Berthowi. 
- Czego chcesz? - spytałam zdenerwowana, wstając, kiedy dostrzegłam jak mężczyzna wyłania się z lasu. Chodził wprost niewiarygodnie cicho.
- I jak? Podobała ci się pierwsza przemiana?
Uśmiech złośliwej satysfakcji błąkał mu się po twarzy, kiedy powoli, cicho niczym kot zbliżał się do mnie.
- Nie zbliżaj się - ostrzegłam. Wyciągnęłam sztylet. Nie wiedziałam, czy zdołam się nim obronić, czy nie. W tym momencie to się nie liczyło. - Co się stało? Co ty mi zrobiłeś? 
Berth podszedł bliżej, zatrzymał się w odległości dwóch metrów. 
- Stałaś się już w pełni wilkołakiem, moja droga. Wczoraj była pełnia, nie zauważyłaś? - zapytał.
W tym gąszczu, gdzie niemal przez cały dzień panuje chłodny półmrok nie zajmowałam się obserwowaniem gwiazdozbiorów. Nie zwracałam większej uwagi na fazy księżyca. Jednak to, co powiedział wyjaśniło mi wszystko. Prawie.
- Dlaczego? Przecież przez tyle lat ja nie... - Mój głos był wyraźnie drżący, niepewny, choć w tej chwili było to moim najmniejszym zmartwieniem.
- Pamiętasz potrawkę z królika? - spytał z chytrym uśmieszkiem. - O kilka minut za krótko stała na ogniu. Bo widzisz... Surowe mięso jest dla wilkołaków przepustką do przemian. Teraz już o tym wiesz. I następna przemiana będzie inna. Obiecuję ci to.
Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Potem, niespodziewane nawet dla samej siebie, rzuciłam się na niego. Mężczyzna zaskoczony zaczął się cofać, ale z nieznaną mi dotąd siłą przytrzymałam go za ramię. Niczym w szaleńczym transie zaczęłam wymachiwać sztyletem; ostrze kilka razy przecięło skórę mężczyzny. Za każdym razem czułam satysfakcję.
Moja przewaga nie trwała jednak długo. Zostałam rozbrojona i powalona na ziemię.
- Ty mała, wstrętna suko - wycedził Berth kopiąc mnie w bok. Siła uderzenia wypompowała mi powietrze z płuc. Mimo to spróbowałam wstać, jednak kiedy zdołałam się dźwignąć na czworaka, on znów kopnął mnie w żebra. Przetoczyłam się i ciężko opadłam na plecy. - Myślisz, że możesz bezkarnie mnie atakować? Ty dziwko!
Tym razem oberwałam w głowę. Ból niemal rozsadził mi czaszkę, jednak nie straciłam przytomności.
- Mogłem cię zabić - powiedział. Twarz miał wykrzywioną w okrutnym grymasie wściekłości. - Wykorzystać. A ty jak mi się odpłacasz?
Schylił się i podniósł mnie za ramiona. Jego palce boleśnie wpijały mi się w ciało, znów dając pokaz jego nadludzkiej sile. Jednak o ile zdążyłam się zorientować, po przemianie zyskałam podobną.
Kiedy już stałam chwiejnie na nogach, plunęłam mu w twarz. W zamian zaserwował mi siarczysty policzek. Z rozciętej wargi popłynęła stróżka krwi.
- Jeszcze ci mało? Zaraz zobaczysz co to prawdziwy...
Zwiniętą w pięść dłonią walnęłam go w brzuch. Jęknął przeciągle, schylając się. Pchnęłam go. Zatoczył się, ale nie upadł.
- Prawdziwy ból? - spytałam, ocierając usta wierzchem dłoni. - Bycie wilkołakiem to nie same zmiany w wilka, co? To również siła i szybkość, jak oboje zdążyliśmy się przekonać. 
Zaklął, cofając się. Nie wyglądał już na tak pewnego siebie, jak wcześniej. Bez oporów znęcał się nad słabszymi, ale lękał się, gdy ktoś był w stanie mu się stawić. Tchórz.

Powiedzmy, że celowo zastosowałam tak zwany cliffhanger. A tak już mniej oficjalnie to z powodu braku czasu i w pewnym stopniu  lenistwa.
Nie czas już raczej, by życzyć smacznych jaj i szczodrych zajączków, więc życzę wszystkim jedynie  mokrego Śmigusa Dyngusa.

1 komentarz:

  1. jeeku. tak się zastanawiam, czyja to była krew ?
    i jak skończy się ta znajomość z wilkołakiem ?
    mama nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.