Mijały dni.
Wciąż byłam sama w puszczy, nie niepokojona przez Bertha. Samotność zaczynała
mi powoli ciążyć, nie miałam z kim podzielić się swoimi wątpliwościami. Z
niecierpliwością zaczęłam wyczekiwać momentu, w którym w końcu wyrwę się z tej
puszczy i trafię choć na nikły ślad cywilizacji.
I wciąż bym tego
pragnęła, gdyby nie wydarzenie, które nastąpiło około pięciu dni, czy też nocy
po spotkaniu z wilkołakiem.
Było już późno,
a wędrówka była męcząca, jednak nie mogłam zasnąć. Czuwałam więc, wpatrzona w
złote płomienie, powoli trawiące gałązki. Aby zagłuszyć przytłaczającą ciszę
zaczęłam nucić pod nosem kołysankę. Śpiewała mi ją mama, kiedy byłam mała. I
choć to było dawno, wciąż ją pamiętałam.
Nie wiem, która
to była pora. Zaczęło się ze mną dziać coś.... dziwnego. Nie wiem, jak inaczej
mogłabym to określić. Poczułam nagłe, nieodparte znużenie. Poddałam mu się.
I nie pamiętam,
co było potem. Żadnych snów, przebudzeń. Nic. Po obudzeniu byłam jednak naga;
ubrania, miejscami podarte, leżały porozrzucane wokół. Ognisko już zgasło i
tylko wąskie pasmo dymu leniwie wznosiło się wzwyż znad kupki popiołów. Ja sama
byłam obolała i, co dostrzegłam dopiero po pewnym czasie, pokryta zakrzepłą
krwią. Była nią umazana moja twarz, szyja. Ciemnoczerwone plamy widniały
również na dłoniach. Ten widok był przerażający. Nie z powodu krwi. Ona nie
robiła na mnie większego wrażenia. Jednak to, że nie pamiętam, w jaki sposób
znalazła się na mnie było niepokojące.
Nie wiedziałam
już, co robić. Miałam znów wyruszyć naprzód, licząc na to, że trafię na ludzi.
A co będzie, jeśli to znów się powtórzy? Jeśli po raz kolejny obudzę się
nieświadoma tego, co działo się ze mną w nocy?
Pogrążona w
wątpliwościach po raz kolejny dałam się zaskoczyć Berthowi.
- Czego chcesz?
- spytałam zdenerwowana, wstając, kiedy dostrzegłam jak mężczyzna wyłania się z
lasu. Chodził wprost niewiarygodnie cicho.
- I jak?
Podobała ci się pierwsza przemiana?
Uśmiech
złośliwej satysfakcji błąkał mu się po twarzy, kiedy powoli, cicho niczym kot
zbliżał się do mnie.
- Nie zbliżaj
się - ostrzegłam. Wyciągnęłam sztylet. Nie wiedziałam, czy zdołam się nim
obronić, czy nie. W tym momencie to się nie liczyło. - Co się stało? Co ty mi
zrobiłeś?
Berth podszedł
bliżej, zatrzymał się w odległości dwóch metrów.
- Stałaś się
już w pełni wilkołakiem, moja droga. Wczoraj była pełnia, nie zauważyłaś?
- zapytał.
W tym gąszczu,
gdzie niemal przez cały dzień panuje chłodny półmrok nie zajmowałam się obserwowaniem
gwiazdozbiorów. Nie zwracałam większej uwagi na fazy księżyca. Jednak to, co
powiedział wyjaśniło mi wszystko. Prawie.
- Dlaczego?
Przecież przez tyle lat ja nie... - Mój głos był wyraźnie drżący, niepewny,
choć w tej chwili było to moim najmniejszym zmartwieniem.
- Pamiętasz
potrawkę z królika? - spytał z chytrym uśmieszkiem. - O kilka minut za krótko
stała na ogniu. Bo widzisz... Surowe mięso jest dla wilkołaków przepustką do
przemian. Teraz już o tym wiesz. I następna przemiana będzie inna. Obiecuję ci
to.
Przez chwilę
stałam jak sparaliżowana. Potem, niespodziewane nawet dla samej siebie,
rzuciłam się na niego. Mężczyzna zaskoczony zaczął się cofać, ale z nieznaną mi
dotąd siłą przytrzymałam go za ramię. Niczym w szaleńczym transie zaczęłam
wymachiwać sztyletem; ostrze kilka razy przecięło skórę mężczyzny. Za każdym
razem czułam satysfakcję.
Moja przewaga
nie trwała jednak długo. Zostałam rozbrojona i powalona na ziemię.
- Ty mała,
wstrętna suko - wycedził Berth kopiąc mnie w bok. Siła uderzenia wypompowała mi
powietrze z płuc. Mimo to spróbowałam wstać, jednak kiedy zdołałam się dźwignąć
na czworaka, on znów kopnął mnie w żebra. Przetoczyłam się i ciężko opadłam na
plecy. - Myślisz, że możesz bezkarnie mnie atakować? Ty dziwko!
Tym razem
oberwałam w głowę. Ból niemal rozsadził mi czaszkę, jednak nie straciłam
przytomności.
- Mogłem cię
zabić - powiedział. Twarz miał wykrzywioną w okrutnym grymasie wściekłości. -
Wykorzystać. A ty jak mi się odpłacasz?
Schylił się i
podniósł mnie za ramiona. Jego palce boleśnie wpijały mi się w ciało, znów
dając pokaz jego nadludzkiej sile. Jednak o ile zdążyłam się zorientować, po
przemianie zyskałam podobną.
Kiedy już stałam
chwiejnie na nogach, plunęłam mu w twarz. W zamian zaserwował mi siarczysty
policzek. Z rozciętej wargi popłynęła stróżka krwi.
- Jeszcze ci
mało? Zaraz zobaczysz co to prawdziwy...
Zwiniętą w pięść
dłonią walnęłam go w brzuch. Jęknął przeciągle, schylając się. Pchnęłam go. Zatoczył się, ale nie upadł.
- Prawdziwy ból?
- spytałam, ocierając usta wierzchem dłoni. - Bycie wilkołakiem to nie same
zmiany w wilka, co? To również siła i szybkość, jak oboje zdążyliśmy się
przekonać.
Zaklął, cofając
się. Nie wyglądał już na tak pewnego siebie, jak wcześniej. Bez oporów znęcał
się nad słabszymi, ale lękał się, gdy ktoś był w stanie mu się stawić. Tchórz.
Powiedzmy, że celowo zastosowałam tak zwany cliffhanger. A
tak już mniej oficjalnie to z powodu braku czasu i w pewnym stopniu
lenistwa.
Nie czas już raczej, by życzyć smacznych jaj i szczodrych
zajączków, więc życzę wszystkim jedynie mokrego Śmigusa Dyngusa.
jeeku. tak się zastanawiam, czyja to była krew ?
OdpowiedzUsuńi jak skończy się ta znajomość z wilkołakiem ?
mama nadzieję, że szybko dodasz następny rozdział. :)