wtorek, 1 lipca 2014

Szczęście to żart I

"Szczęście to żart. Nawet fart to odwrócony niefart."
Stephen King, Szczęśliwa moneta

Czternastoletni Christian Kimmel właśnie stał przed drzwiami, gdy ktoś z drugiej strony zastukał w nie delikatnie mosiężną kołatką. Chłopak z szerokim uśmiechem stanął przed dziewczyną stojącą w progu.
- Wszystkiego najlepszego.
- Becca. Miałaś czekać w parku – stwierdził, niby to z wyrzutem, lecz uśmiech psuł efekt.
- Tak, wiem, ale… - Wzruszyła bezradnie ramionami. Była drobna, miała nie więcej niż metr pięćdziesiąt wzrostu, w dodatku szczupła. Teraz zerkała niepewnie na chłopaka spod spuszczonych rzęs. -  Musiałam wyjść wcześniej.
Chris spojrzał na nią ze współczuciem. Domyślił się, że w jej domu Feldmannów znów wybuchła awantura. Jej rodzice żarli się coraz częściej, a Rebecca musiała to znosić.
- Może zrezygnujemy z wycieczki i zostaniemy tutaj? Freda przygotowałaby nam jeden ze swoich cudnych posiłków, a my…
- Nie musimy niczego zmieniać. Wszystko w porządku. Naprawdę – dodała na widok jego niepewnej miny.
Chłopak przeczesał rozczapierzonymi palcami swoje gęste, kasztanowe włosy. Przez chwilę zastanawiał się, jednak w końcu skinął głową.
Wyszli na zewnątrz. Przy schodach stał rower Chrisa. Chłopak sprowadził go na chodnik, zaczekał aż Rebecca usiądzie na bagażniku i ruszył z miejsca. Dziewczyna objęła go w pasie, chowając twarz przed chłodnym, październikowym wiatrem.


W tym samym czasie, w kuchni w posiadłości Kimmelów, Freda, matka Chrisa, oraz jego babka Thelma dyskutowały nad jego przyszłością i przeznaczeniem.
- Kochanie, wiem, że chcesz, by już teraz zaczął naukę – odezwała się staruszka. Jej białe włosy zaplecione były w prosty warkocz, który spływał jej po plecach. Błękitne oczy skierowała w stronę córki, lecz nie wyrażały żadnych emocji – były równie puste, jak wyschnięta studnia. – Sądzę jednak, że dla jego dobra powinniśmy jeszcze zaczekać.
- A co?  - prychnęła Freda, wściekle mieszając w stojącym na kuchence garnku. Jego mętna zawartość miała, jasnozielony kolor, bulkotała, a na jej powierzchni zaczynała tworzyć się piana. Wywar miał intensywny, mdląco słodki zapach. - Widziałaś to w wizji?
Thelma nie zwróciła uwagi na odpowiedź córki. Przywykła już do jej buntowniczej i zarazem upartej natury, którą, bądź co bądź, odziedziczyła właśnie po niej. Pamiętała doskonale, jak za młodu to jej matka nieustannie utyskiwała na swoją córkę.
- Nie. Ale miałam przeczucie. – Kobieta wstała z wdziękiem. Podeszła do Fredy i położyła jej dłoń na ramieniu. - Powinniśmy pozwolić mu nacieszyć się życiem.
- Mnie posłałaś do szkolenia w wieku trzynastu lat. – Wściekle zamieszała w garnku i trochę płynu wylało się. Ściekając po brzegach, wywar syczał, powoli wyparowując i zostawiając po sobie zieloną smugę.
Thelma sięgnęła po stojący obok czajnik i ruszyła do zlewu. Napełniając go, odparła:
- Po prostu czułam, że tak trzeba. – Westchnęła, wiedząc, że to co powie i tak nie dotrze do Fredy. - Czasem dobrze jest posłuchać przeczuć, nawet jeśli rozsądek podpowiada co innego.
Kobieta nie odpowiedziała. Wolną ręką poprawiła krótko obcięte, kasztanowe włosy. Mieszała zawzięcie chochlą, z zaciętą miną. Zawartość garnka powoli zmieniała barwę na żółtą, stawała się również coraz bardziej przejrzysta. Zapach stał się nieprzyjemnie kwaśny.
Staruszka zakręciła wodę i znów skierowała się w stronę kuchenki. Zanim jednak zdołała zrobić krok dzielący go od niej, znieruchomiała. Jej niewidzące oczy rozszerzyły się, a zamiast wyblakłych tęczówek spod powiek ukazały się białka, pokryte siateczką drobnych, czerwonych linii. Trwało to przez kilka sekund – kobieta zastygła, każdy jej miesień napięty był do granic możliwości. Gdy wizja zaczęła blaknąć, ciało Thelmy zwiotczało. Z jej nagle bezwładnych palców wypadł czajnik, obijając się od wyłożoną płytkami podłogę. Staruszka zachwiała się i upadła w powiększająca się kałużę wody, wylewającej się z czajnika.
- Mamo! – zawołała Freda, gdy tylko zauważyła co się stało. Zostawiła chochlę i uklękła przy staruszce. – Co się stało? Co zobaczyłaś? – spytała podtrzymując ją.
- Christian… - wyszeptała Thelma. Uniosła drżącą dłoń i położyła ją na czoło córki. Ta zacisnęła oczy i zastygła w bezruchu, gdy matka przekazała jej część wizji.
Już po chwili wypadła z kuchni, z przerażeniem wymalowanym na twarzy, wołając ile sił w płucach pozostałych domowników.
- Marcus! Sebastian, Eryk! Chodźcie tutaj natychmiast!
Wciąż ich wołając, pognała do piwnicy. Nie trudząc się zapalaniem światła, przeskakiwała po kilka stopni. Gdy znalazła się na dole, ruszyła do metalowej szafy. Zdjęła z szyi łańcuszek, na którym zawieszony był niewielki kluczyk. Gdy tylko otworzyła drzwi, zapaliła się lampka, oświetlająca niewielki arsenał od dawna służący rodzinie Kimmelów do walki z przeróżnymi formami, które przybiera Zło.
Gdy wyjmowała sztylety, za jej plecami rozległo się ciche „puff”. W słabym świetle, po którym lampka zamigotała, pojawiła się trójka mężczyzn.
- Thelma miała widzenie – zaczęła Freda, zanim którykolwiek zdołał się odezwać. - Chris jest w niebezpieczeństwie. Leta znów chce dać o sobie znać.
Odwróciła się i po kolei rzuciła Sebastianowi i Ericowi sztylety. Mężczyźni chwytają zręcznie i chowają pod ubraniem. Sama włożyła do kieszeni kilka szklanych przygotowanych przez siebie fiolek.
- Nie wiem, czy ona tam będzie, ale warto być gotowym na wszystko. Marcus, przygotuj się. Może być ciężko. – Spojrzała na chudego dwudziestolatka, któremu ktoś zupełnie obcy i nie znający jego tajemnicy, mógłby dać bez wahania trzydzieści pięć lat.
- Gdzie to jest? – spytał Eric.
- Nie wiem. Musimy jechać. Thelma nas poprowadzi.
Zbliżyła się do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Zaraz potem w pomieszczeniu nie było już nikogo.


- Chris, zwolnij! – zawołała Rebecca, jednak wciąż śmiała się radośnie, gdy chłopak pędził przed siebie, a ludzie, których mijali odskakiwali na bok. Choć na każdej nierówności podskakiwała na bagażniku, od czego bolał ją tyłek, bawiła się świetnie i pamięć o wciąż kłócących się rodzicach, którzy zwracali na nią uwagę tylko wtedy, gdy chcieli się nią wyręczyć, skryła się na obrzeżach jej świadomości.
Chłopak w odpowiedzi tylko przyśpieszył. Po chwili skręcili w lewo, o mało nie rozjeżdżając białego bulteriera, który zaprzestał obwąchiwania żywopłotu i ruszył za nimi w pogoń. Przez pewien czas gnał obok nich, szczekając zawzięcie i próbując złapać Rebeccę za nogawkę spodni. W końcu jednak się poddał i zwolnił.
Już prawie dojeżdżali do parku. Do pokonania mieli tylko ulicę. Chłopak nacisnął hamulec. Ku jego zaskoczeniu nie zaczęli zwalniać. Rozpędzeni wjechali na ulicę. Gdy Chris z paniką rozejrzał się na boki, zobaczył, jak z prawej strony jedzie prosto na nich czerwony Hummer. Na miejscu kierowcy zobaczył zarośniętą twarz zaskoczonego czterdziestolatka.
Auto zaczęło hamować niecały metr od miejsca zderzenia; nie wytraciło niemal nic ze swojej prędkości. Chris i Becca uderzyli głowami w przednią szybę. Szkło pękło, powstała na nim siateczka drobnych rys. Przez kilka sekund jechali na pogniecionej masce, zanim się z niej zsunęli.
Hummer odjechał kawałek dalej, a oni nieprzytomni leżeli na jezdni.


- Skręć w lewo! – zawołała Thelma, ze swojego miejsca z tyłu. – W lewo powiedziałam, w lewo!
- Już, jasne. – Sebastian był spięty. On z całej czwórki mającej prawo jazdy kierował najlepiej, ale nie można powiedzieć, że po mistrzowsku.  Co chwila spoglądał na matkę we wstecznym lusterku. - Nie krzycz, proszę, bo nie wytrzymam i uprzedzaj z wyprzedzeniem!
Staruszka nic nie powiedziała. Skupiała się na drodze przed nimi, bo choć od dziecka była niewidoma, to widziała więcej, niż nie jedna osoba.
- To tu – szepnęła i zapadła się w fotelu.
Kilkanaście metrów przed nimi czerwona terenówka właśnie zahamowała. Po chwili wyszedł z niej roztrzęsiony, niewysoki mężczyzna. Ruszył do leżących na ulicy osób. Pozostałe auta zatrzymały się. W tym i auto Kimmelów. Kiedy tylko koła stanęły, Freda wyskoczyła i pobiegła w stronę dzieci.
- Christian. O boże, Chris – wymamrotała klękając obok niego. Przytknęła palce do jego nadgarstka. Wyczuła słabnący puls. – Marcus!
Mężczyzna był już przy niej. Kucnął przy zakrwawionej głowie chłopca i bez słowa położył na niej dłonie.
- Ja nie chciałem… - Powiedział kierowca Hummera, kiedy upadł obok nich.  Był widocznie przerażony. - Oni wypadli na ulicę… Nie zdążyłem wyhamować…
- Zamknij się – zrugała go Freda. – Najlepiej stąd zniknij. Zjeżdżaj stąd, słyszałeś!? – krzyknęła.
Czterdziestolatek drgnął i sztywno się podniósł. Idąc do tyłu, oddalił się o kilka metrów. Nie spuszczał wzroku z kobiety, która pochyliła się nad synem.
- Co z dziewczyną? – spytał Marcus. Już odczuwał skutki uzdrawiania. Chris został nieźle pokiereszowany; miał złamane żebro, które przebiło płuco i parę innych obrażeń wewnętrznych. Musiał się nimi zająć szybko, przed przyjazdem karetki, którą ktoś z pewnością zdążył już wezwać.
- Nic – odparła kobieta tuląc Chrisa. - Zajmij się moim chłopcem.
Podczas gdy Freda i Marcus zajmowali się Christianem, Eric z Sebastianem, którzy również opuścili auto, rozglądali się wokół. Szukali śladu Lety i jej pomocników.
Thelma, która została sama, miała kolejną wizję. Znów z Chrisem w roli głównej. Jednak tą nie miała zamiaru dzielić się z nikim. Bez względu na to, jakie konsekwencje mogło to przynieść.


Jak widać powróciłam do fantasy. Nie wiem czy na długo, czy to tylko przelotne spotkanie. W każdym razie mam nadzieję, że się podobało. A kolejna część (ostatnia zarazem) jest już w końcowych fazach przygotowania, więc wstawie ją za kilka dni.
Pozdrawiam,
roxette16

15 komentarzy:

  1. ! cz. bardzo ciekawa :) Lubię fantasy ^^ Sama nie mam dość wyobraźni, żeby napisać opowieść mieszczącej się w tej kategorii, ale Ty raczej nie musisz się tym martwić ;) Do licha z tymi wszystkimi kierowcami! Dlatego ja nigdy nie jeżdżę na rowerze xd Potem się dziwią ;p
    Naprawdę świetnie Ci to wyszło :) Coś czuję, że zakończy się bardzo dramatycznie, co lubię, więc pisz szybciutko następny <33
    Pozdrawiam ;*
    ~J.
    she-was-the-one.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Z wyobraźnią owszem, nie mam problemów, ale z pogodzeniem wszystkiego i zrozumieniem, czasem jest ciężko.
      Zakończenie już powoli się szykuje. Mam nadzieję, że Cię nie rozczaruje.

      Usuń
  2. No i nie jestem pierwsza ;c Kurde, ale to przykre ;/
    Fantastyczny, zapowiada się nieźle c; Pierwsze pytanie: Oni wszyscy mają takie jakieś moce? Tak, na dziennikarkę się nie nadaję xd Z takimi pytaniami to już by mnie na 'zbity pysk' wyrzucili :D
    I znowu gadam od czapy...
    Fajnie, że zajęłaś się fantasy ;) Choć wcześniejsze również były genialne! ;')
    Jak potoczą się ich dalsze losy? ^^ Jak na razie koniec bardzo dramatyzujący.Eh, pisz szybko kolejną część! <3
    among-the-people.blogspot.com
    shoot-baby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie jest logiczne, nie masz się co martwić. I tak, cała rodzinka Kimmelów, oprócz Christiana je ma. Thelma, jak już wiadomo, widzi przyszłość i tak jakby wyczuwa otoczenie, a Marcus potrafi leczyć.

      Usuń
  3. Ciekawe czy matka ją całkowicie olała, czy rzeczywiście nic się jej nie stało. Wątpię, w końcu oboje zostali przewiezieni na masce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie olała. Po prostu ważniejszy jest dla niej Chris.

      Usuń
    2. Och, rozumien instynkt macierzyński. Ze sposobu w jaki to opisałaś wynika, że nikt się nią nie zainteresował. Wszyscy ruszyli na pomoc Chrisowi.

      Usuń
    3. Możliwe, że tak to można odebrać, choć nie o to mi chodziło.

      Usuń
  4. bardzo ciekawy pomysł. :)
    zastanawiam się co będzie z Rebecą.
    i jaką tajemnicę skrywa babcia :)
    po za tym coś czuję, że cała ta rodzina należy do jakiś czarownic czy łowców. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Wszystkie odpowiedzi będą w nastepnej części. Ale wyjawię jedną: są, mówiąc dokładnie, Strażnikami. Strzegą świata przed demonami i innymi bestiami.

      Usuń
  5. Jestem ciekawa jaką Thelma miała wizję na końcu rozdziału :3
    I czo będzie z Rebecą? ;o
    Na jakie szkolenia chcą wysłać Chris'a ?
    Nie przepadam za fantasy, ale bardzo mi się spodobał pomysł na to opowiadanie i na pewno jeszcze wpadnę do Ciebie :3
    Pozdrowienia i życzę weny ^^
    + obserwuje
    ~~*~~
    Zapraszam :3
    http://never-say-goodbye-iinsza.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Cię zainteresowałam. Niestety na odpowiedzi będziesz musiała jeszcze troszeczkę zaczekać :)

      Usuń
  6. Kolejny świetny pomysł i świetne wykonanie. Zaciekawiłaś mnie już id samego początku i szczerze powiedziawszy miałam nadzieję, że części będzie więcej niż dwie.
    Podoba mi się postać Thelmy. Kojarzy mi się z taką doświadczoną życiem staruszką, nestorką rodu, może trochę taką dobą wiedźmą. Tym bardziej, że ma te wizje. W tym przypadku jedna z nich może uratować życie wnukowi. Beztroski wypad do parku z ukochaną (chyba) dziewczyną, a jak tragicznie się skończył? A mówiła, żeby jechał wolniej! To nie słuchał. I co narobił?
    Mam nadzieję, że oboje wyjdą z tego cało. Ciekawi mnie też ta ostatnia wizja babki. Co takiego zobaczyła?
    Lecę przeczytać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Można by toą historie rozwinąć, ale wolałam nie ryzykować, że nie doprowadzę jej do końca. Niestety nie mam Twojej wytrwałości i mój zapał szybko się kończy.

      Usuń
    2. Kurczę, byłem pewien, że zostawiłem komentarz pod tym tekstem, a tu nic. Nie ważne:)
      Podoba mi się, że eksperymentujesz z różnymi gatunkami, umiejętnie dostosowując się do ich reguł.
      Ciekaw jestem, co to za wizja, o której lepiej nikomu nie mówić. Niczego dobrego to raczej nie wróży. I dobrze, dla fabuły oczywiście :)

      Usuń

Dla Ciebie to chwila. Dla mnie impuls do dalszego działania.