Chris
obudził się następnego dnia. Kiedy ocknął się w szpitalnym łóżku z powbijanymi
w ciało igłami i podłączony do aparatury, z początku jego otępiały umysł nie
mógł skojarzyć faktów. Gdy tak leżał czując w nozdrzach szpitalną woń
chemikaliów, umysł w końcu mu zaskoczył.
- Becca –
powiedział. Spróbował wstać, lecz kiedy tylko oderwał głowę od poduszki, świat
zawirował.
- Chris? – Freda
poderwała się z plastikowego krzesła stojącego przy oknie. Podeszła do łóżka i
usiadła na krawędzi. – Jak się czujesz?
- Co z
Beccą?
Kobieta
przeczesała palcami włosy i spojrzała niepewnie na syna. Po chwili przykryła
jego dłoń swoją i ścisnęła lekko.
- Kotku, ona
nie przeżyła wypadku. Przykro mi.
W sali przez
chwilę panowała cisza, jeśli nie liczyć dźwięków dochodzących z aparatury. Na
niewielkim ekranie widać było gwałtowny wzrost ciśnienia.
- To wasza
wina – oznajmił z wzburzeniem.
- Chris, to
była Leta. To ona wywołała wypadek. Nie znaleźliśmy jej, ale…
- Ale tam byliście – przerwał jej. - Zamiast
ratować ją, zajęliście się mną. Dlaczego? Przecież wiesz, że ona była tą
jedyną! Jest mi przeznaczona!
Nie zważając
na zawroty głowy usiadł, wyszarpując dłoń z uścisku matki. Mimo jej protestów
zsunął się z łóżka i przytrzymując się stojaka na kroplówkę, kulejąc ruszył do
wyjścia.
- Christian,
wracaj! Daj spokój, nic już tego nie zmieni.
Chłopak z
zaciętą miną zerwał z palca plastikowy klips, idąc w stronę oszklonych drzwi.
Zanim do nich dotarł, otworzyły się i stanął w nich Marcus. Mężczyzna wyglądał
o wiele gorzej, niż kiedy ostatni raz go widział. Na skroniach pojawiły się
pierwsze siwe włosy, zmarszczki na czole i przy kącikach ust pogłębiły się. W
dodatku schudł i zaczął się garbić. Na widok wuja, Chris stanął.
- Marc… Boże
– szepnął zszokowany. Dopiero teraz zrozumiał, w jak fatalnym musiał być stanie
i ile im zawdzięcza.
- Jak się
czujesz, młody? – spytał Marcus, opierając się ramieniem o framugę.
- Widocznie
lepiej niż ty. – Potem, pod wpływem impulsu,
zapytał: - Dlaczego to robisz? Czemu pomagasz innym, sam tracąc życie?
Mężczyzna
spojrzał ponad Chrisem na Fredę, wciąż siedzącą na łóżku ze zbolałą miną. Po
chwili powrócił spojrzeniem do chłopaka.
- To nasz
obowiązek – odpowiedział z powagą. - Ja
mam przedłużyć wasze życie, pomóc wam walczyć. Wy musicie zwalczać zło.
Jesteśmy Strażnikami, Chris. Musimy strzec naszego świata i ludzi.
- A co z
nami? Nie mamy prawa do szczęścia, własnego życia?
- Ważny jest
ogół, nie jednostka. – W jego głosie zabrzmiała nutka goryczy i smutku. - Połóż się, odpocznij. Przemyśl to i daj sobie
trochę czasu. W końcu zrozumiesz i się z tym pogodzić. Ja już spadam.
Nie czekając
na odpowiedź, Marcus odwrócił się i z rękoma w kieszeniach odszedł sterylnie
białym korytarzem.
Chris stał
niezdecydowany przed drzwiami. Nie wiedział już, co robić. Od dziecka znał
swoje przeznaczenie. Wiedział, że będzie ponosił straty. Ale nie był na to
gotowy. Nie teraz. Rebecca była tą jedyną; jego drugą połówką. Był tego pewien,
choć matka i inni nie byli przekonani. A on ją stracił. Przez tą wiedźmę i przez
nich, bo jej nie uratowali, choć mogli.
Po minucie
odwrócił się w stronę matki, wdzięczny, że pozwoliła mu to przemyśleć.
- Chcę się
uczyć. Teraz. Chcę pomścić Beccę.
Dwa dni
później odbył się skromny pogrzeb. Do kaplicy przyszło z czterdzieści osób. W
większości nieliczni krewni Rebekki. Byli również wszyscy Kimmelowie; stali z
tyłu, z pochylonymi głowami. Thelma uważała, że byli to winni Christianowi i
Becce. Dziewczyna nie znała ich sekretu i była jedynie kolejną niczego
nieświadomą ofiarą w ich walce, jednak to, kim mogła się stać w przyszłości – członkiem
ich grona – czyniło ją godną ich szacunku.
Na
cmentarzu, kiedy wkładali trumnę do wykopu, Chris nie był w stanie powstrzymać
łez. Trzymał się jednak prosto, mimo wilgotnych linii na policzkach. Rodzice
Rebekki, państwo Feldmann, również płakali, obejmując się. Kobieta przykładała
do oczu chustkę. Lekki makijaż, jaki miała, zupełnie się rozmazał. W tej chwili
jakiekolwiek spory, które toczyli w ciągu piętnastu lat małżeństwa przestały
się liczyć. Stracili jedyną córkę. Śmierć dziecka zawsze jest bolesna. A oni
mimo wszystko kochali swoje. Na swój sposób.
Kiedy trumna
została zasypana, a żałobnicy zaczęli wracać do samochodów, Christian podszedł
do Feldmanów, chcąc złożyć kondolencje. Nie rozmawiał z nimi wcześniej. Tak
naprawdę zamienił z nimi jedynie parę zdań; od początku go nie lubili, więc
chłopak ich unikał.
Zanim zdołał
się odezwać, pani Feldmann, która dostrzegła go nad ramieniem męża, wyrwała się
z jego objęć i ruszyła w stronę chłopaka.
- To ty! To
twoja wina! – krzyknęła, chwytając go za ramię. Miała prawie metr
siedemdziesiąt wzrostu. W szpilkach przewyższała Christiana. – Zabiłeś ją!
- Kochanie,
uspokój się. – Ojciec Rebekki chwycił ją za ramię, drugą dłonią starając się rozluźnić
jej zaciśnięte niczym imadła palce. – Proszę. Daj mu spokój, to był wypadek.
- Spójrz na
niego! Parę zadrapań. To wszystko, co mu się stało. – W końcu puściła chłopaka,
który oniemiały odsunął się od niej. Ona jednak straciła nim zainteresowanie i
odwróciła się do męża. Chwyciła go z klapy marynarki i przyciągnęła do siebie z
rozpaczą w oczach. - To nie sprawiedliwe. Nasza mała Becky…
Mężczyzna
objął ją ramieniem i posyłając przepraszające spojrzenie chłopakowi,
odprowadził ją od grobu.
- W
porządku?
Chris drgnął
słysząc za plecami głos Marcusa. Odwrócił się do niego i ze smutkiem,
powiedział:
- Ona ma
racje. To moja wina.
- Młody –
westchnął. - Nie dręcz się tym. Jeśli kogoś chcesz obwiniać, to tą wiedźmę Letę,
jasne?
- Nie
rozumiesz? Gdybym był normalny nic by jej nie groziło. A jeśli miałbym dość
rozumu, by zostawić ją w spokoju, to też nic by jej się nie stało.
- Chris, przestań.
Nie zmienisz przeszłości, jasne? Musisz nauczyć się z tym żyć. Nikt nie mówi,
że będzie łatwo. Uwierz mi, nie będzie. – Zacisnął szczękę, gdy na wierzch
wypłynęły wspomnienia Jenny. Stanowczo odegnał je od siebie. Ciągnął z pełnym
przekonaniem: – Ale wszystko to, co
będziesz robił w przyszłości, będziesz robił dla niej. To Leta. Leta ją zabiła
i o tym nie zapominaj. Nigdy. To da ci siłę i chęć działania.
Od czasu
śmierci Rebekki Feldmann minęły dwa lata. Przez ten czas Christian pobierał
nauki od Sebastiana i Erica, łowców w ich rodzinie. Uczył się tego, co jest
niezbędne każdemu Strażnikowi – walki. Thelma nie była z tego zadowolona. Z
początku nalegała, by zaczekali. Ale gdy zaczęto naciskać, czemu tego chce,
odpuściła.
Wieczorem, przeddzień
swoich szesnastych urodzin, w które miała ujawnić się jego moc, przyszedł nad
grób Bekki. Często to robił. Czasem po prostu milczał innym razem się jej
zwierzał, tak jak wtedy, gdy jeszcze żyła. To mu pomagało.
Tym razem
przyniósł bukiet tulipanów, ulubionych kwiatów Bekki. Położył je przed płytą.
Gdy tak stał
sam jeden na cmentarzu, przyglądając się ze smutkiem wyrytemu na kamieniu
imieniu, za nim rozległ się syczący dźwięk, podobny do tego, jaki wydaje
zapalona zapałka. Do nozdrzy chłopaka wraz ze słabym wiatrem dotarła gryząca
woń siarki. Odwrócił się, wiedząc, kogo ujrzy.
- Leta –
warknął, chcąc sięgnąć po sztylet. W ostatniej chwili się powstrzymał – nie
miał go. Magiczna broń leżała bezpiecznie ukryta w piwnicy, za metalowymi
drzwiami, których strzegły zaklęcia.
Kobieta,
którą zobaczył, unosiła się kilka cali nad ziemią. Miała na sobie czarną,
półprzezroczystą suknię, spływającą po jej
szczupłym ciele. Jasnorude, zmierzwione włosy spływały po jej plecach i
ramionach. Dłonie wystające spod szerokich, postrzępionych rękawów przypominały
ręce kościotrupów – były blade, kościste, wykrzywione jak szpony bestii. Twarz
wiedźmy silnie kontrastowała z resztą ciała. Miękkie, kobiece rysy nadawały jej
delikatności. Szarozielone oczy były duże, lekko przymrużone, a czerwone usta
pełne. Miała idealnie gładką, białą skórę.
Christian Kimmel… Cóż za spotkanie –
cichy, melodyjny głos rozległ się w głowie chłopaka, dezorientując go.
- Czego
chcesz, wiedźmo? Przyszłaś dokończyć to, czego nie udało ci się dokonać
wcześniej?
Och, Christianie, źle mnie oceniasz. Chcę ci
pomóc.
Chris
prychnął, lecz nie odpowiedział. Dyskretnie starał się wygrzebać komórkę z
tylniej kieszeni spodni.
Chłopcze, wiem, że straciłeś swoją małą
przyjaciółkę. Wiem, jak cierpisz. Oni nie potrafią tego zrozumieć. – Jej
twarz przybrała wyraz nieskrywanej złości, która ją oszpeciła. - Każą zapomnieć, walczyć dalej. Są
bezlitośni.
- Jedyną
bezlitosną osobą, jesteś ty – warknął Chris. Ukradkiem zerkał na telefon,
pisząc wiadomość do Fredy.
Czy ktoś ci powiedział, dlaczego taka się
stałam?
- Dlaczego
zdradziłaś Strażników i zaprzedałaś się demonom? Owszem. Pragnęłaś władzy i
siły.
Tym razem
dźwięk który usłyszał był prawdziwy. To śmiech – beznamiętny, pozbawiony
wesołości, który wywołał dreszcze Chrisa.
To kłamstwo. – Słowa rozbrzmiały, gdy
śmiech dopiero cichnął. – To oni mnie
zdradzili. Nie potrafili zrozumieć mojego cierpienia, gdy zginął mój ukochany.
– W jej głosie po raz pierwszy pojawiła się jakiekolwiek uczucie – smutek. – Teraz jestem nie tylko wolna, ale znów
spotkałam swojego ukochanego. Ty też możesz odzyskać Rebekkę… Jeśli tylko do
mnie dołączysz.
Leta
wyciągnęła w jego stronę kościotrupią dłoń.
- To nie
prawda! – krzyknął Chris, chcąc pozbyć się tej nadziei, która nagle się w nim
obudziła.
Tak może się stać. Musisz tylko stanąć po
mojej stronie. Znów będziesz miał swoją małą przyjaciółkę. Na zawsze razem
– kusiła. – Tylko do mnie dołącz.
Christian
przyglądał się jej wyciągniętej dłoni z mieszaniną obrzydzenia i nadziei.
Chciał tego, pragnął spełnienia jej słów, ale bał się.
Zastanawiaj się szybko. Drugi raz nie
otrzymasz tej oferty. A to jedyna droga do…
Chris
milczał przez moment, próbując zebrać myśli, ale marnie mu to szło. Decyzję pomógł
mu podjąć obraz Bekki, który nagle pojawił mu się przed oczami jak żywy.
Wiedział, że to sprawka Lety, lecz to
nie zmieniało tego, jak bardzo pragnął znów spotkać tą roześmianą, miłą
dziewczynę jaką znów przez chwilę ujrzał.
- Dobrze -
powiedział chłopak, patrząc na grób Rebeki.
Mądra decyzja, Christianie.
- Co mam
zrobić? – Spytał, spoglądając prosto w jej puste oczy, w których tylko na
moment zabłysła satysfakcja.
Podejdź do mnie – skinęła zachęcająco
palcami. – Dobrze. Bardzo dobrze. A teraz
podaj mi dłoń.
Chłopak,
który stał niecały metr od Lety, zawahał się. Widząc to, wiedźma znów
zachichotała.
Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to już
dawno. Dalej, nie mammy zbyt wiele czasu.
Chris
wykonał polecenie z ociąganiem. Kiedy zimna dłoń złapała go za przegub i
podwinęła rękaw swetra, drgnął. Przełykał nerwowo ślinę, nieświadomy, czego ma
się spodziewać. Leta wystawiła zakrzywiony palec i przyłożyła paznokieć do
nadgarstka.
Spokojnie, chłopcze. To będzie tylko
draśnięcie.
Christian
syknął bardziej z zaskoczenia niż z bólu, kiedy skóra została przecięta i
strumykiem popłynęła krew.
Po chwili
identyczna ranka widniała na ręce kobiety. Z tą drobną różnicą, że płyn, który
z niej wyciekł miał intensywnie czarną barwę.
Wciąż
trzymając rękę Chrisa, przyłożyła do jego nadgarstka swój. Patrząc mu w oczy,
wyszeptała:
- Tenebris Dominus hic in corpore tuo sanguis effunditur. Et gratia sponte suscepit. Ponit se super terram.
Potem
odsunęła się od niego, puszczając go. Chłopak, który w tej samej chwili poczuł
się słabo, zachwiał się i upadł na trawę. Potem pojawił się ból – rozpoczął się
od nadgarstka, lecz bardzo szybko rozprzestrzenił się na całe jego ciało.
Chris zaczął
jęczeć i wić się na ziemi. Leta unosiła się przed nim, z uśmiechem, na już nie
tak pięknej twarzy – stała się szara, pomarszczona. Rozciągnięte, blade usta
ukazywały poczerniale, krzywe zęby, a pod pustymi, czarnymi oczami, widniały
ciemne kręgi.
Po pięciu
minutach cierpienia, ból w końcu ustał. Wyczerpany chłopak przez chwilę leżał
na plecach, ciężko dysząc. Nie czuł różnicy, jeśli nie liczyć bólu w całym
ciele.
Wstań, Christianie, sługo mój – rozległ
się znajomy głos w jego umyśle.
Chłopak nie
mógł się sprzeciwić. Usiadł, mimo cierpienia, jakie sprawiał mu ruch i powoli
podźwignął się na nogi. Gdy ponownie spojrzał na wiedźmę, poczuł przerażenie na
widok jej zmienionego oblicza.
Podaj mi rękę, chłopcze.
I tym razem
się nie sprzeciwiał.
Gdy tylko
jego dłoń dotknęła jej, poczuł nieprzyjemne szarpnięcie i zniknął z cmentarza.
W chwili,
gdy zamiast dwóch postaci, na cmentarzu pojawiły się kłęby cuchnącego siarką
dymu, leżąca w swoim pokoju na piętrze Thelma, zamknęła swoje niewidzące oczy i
zaszlochała cicho. To, czego oczekiwała od dwóch lat, w końcu się spełniło.
"Ważny jest ogół, nie jednostka" - gdyby wszyscy mieli takie podejście... :')
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy rozdział :) Pod koniec rozmyślałam nad dwoma pytaniami:
- Co znaczyło to abrakadabra, które wyszeptała Leta?
i
- Czego oczekiwała Thelma?
Liczę, że wkrótce poznam odpowiedzi :)))
Opowiadania fantasty są niezwykłe, bo najbardziej pokazują, jaką człowiek ma wyobraźnię :) Ty najwidoczniej masz bardzo bujną :D I jak mówią "głęboką" czy nawet zmysłową ;D
Nie mogę doczekać się 3cz. ^^ Co się stanie z Chrisem? I czy faktycznie spotka Rebekkę?
Ajajaj nie powinien przyłączać się do tej wiedźmy. To źle wróży ;p
Pozdrawiam:*
~Blondie
she-was-the-one.blogspot.com
Te "abrakadabra" nie jest ważne, jednak jeśli jesteś ciekawa, to po łacinie.
UsuńThelma oczekiwała właśnie tego, co się zdarzyło - że Christian zdradzi rodzinę i przyłączy się do Lety. Stał się jej sługą.
Chłopak przeżył wypadek. Z poczatku śmierć Bekki sprawiła, że chciał się zemścić. Wściekłość jednak minęła, zostało poczucie winy i straty. Tęsknota za Bekką sprawiła, że przeszedł na drugą stronę, choć niedokońca tego oczekiwał, gdy przystał na propozycję Lety.
Rozwinięcia tej historii niestety nie będzie. Przekonałam się już, że z dłuższymi opowiadaniami sobie nie radzę. Po pewnym czasie tracę zapał.
Chyba lubisz znęcać się nad bohaterami swoich opowiadań. A to jeden ma patologię w rodzinie, a to drugi traci ukochaną.
OdpowiedzUsuńZnalazło się parę błędów, ale to nie one są najważniejsze.
Coraz lepiej piszesz i to widać. Dlatego nie napiszę, że jak zwykle dobra robota. Tym razem to świetna robota ; )
A.J.
W końcu szczęście to żart, prawda? ;p Poza tym happy endy stały się już nudne.
UsuńDzięki. Choć nie uważam, by akurat to opowiadanie można uznać za mój sukces.
Można by się sprzeczać, czy to żart czy też wręcz przeciwnie.
UsuńUważaj, bo jeszcze wprowadzisz modę na nieszczęśliwe zakończenia ; )
Ja na Twoim miejscu uważałbym to za sukces. W końcu napisałaś to opowiadanie i doprowadziłaś do zakończenia.
Kto wie. Wszystko jest możliwe :)
UsuńTego nie brałam pod uwagę. Jest to takie pierwsze, dłuższe (no, powiedzmy) opowiadanie. Mam nadzieję, że okaże się początkiem.
Becca, Becca nie żyje :CC
OdpowiedzUsuńI to spotkanie z Letą ...
Ehhh Pozdrawiam :3
Jak dobrze zrozumiałam, to już koniec. Nie zawsze historie muszą się dobrze. Przypomina mi to " Nocarza", chodzi o motyw, a nie o treść. Też tak się kończy, zdradą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Tak, raczej tak. O ile coś mi nie strzeli do głowy.
UsuńSkoro Thelma oczekiwała, że on zdradzi rodzinę, dlaczego tego nie powstrzymała? Gdyby ostrzegła wnuka przed złudnymi obietnicami Lety może nie doszłoby do tego wszystkiego. Chyba, że wychodzi z założenia, że nie można zmieniać przyszłości i ingerować w nią. W każdym razie takiego zakończenia się nie spodziewałam. Chłopak najwidoczniej kochał swoją dziewczynę tak bardzo, że była dla niego ważniejsza od wierności rodzinie. I nawet jeśli dołączył do niej to jakim kosztem?
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie!:) Niecierpliwie czekam na następne;)
Myślę, że jasnowidzenie, podróze w czasie i inne pokrewne umiejętności, jakie mogą posiadac postacie fantastyczne, dają duże pole do popisu. W jednej historii przyszłość może być już ustalona z góry, a wizje jedynie o niej informują. W innej, przeczucia mogą być jedynie możliwościami.
UsuńTego też nie masz zamiaru kontynuować? To już drugie opowiadanie, z którego mogłaby wyjść niezła historia. To w końcu Leta wskrzesiła dziewczynę, czy po prostu wycyckała chłopaka? I skoro Thelma wiedziała, że chłopak przejdzie na ciemną stronę, to nie mogła tego jakoś powstrzymać? Kontynuacja tego opowiadania sama się narzuca.
OdpowiedzUsuńNigdy nie rozumiałem czemu ludzie dają dziewczynkom imię Bekka, mnie zawsze kojarzy się z beknięciem ;P I jeszcze słowa "ważny jest ogół, nie jednostka" - od razu kojarzą mi się komuniści :)
Niestety. Nie chcę jednak ryzykować, że po jakimś czasie i to opowiadanie mi się znudzi. Bo z poprzwednimi tak po prostu się stało - zbyt długo nad nimi myślałam, w głowie miałam wszystko, większość szczegółów. Spisywanie tego stało się nudne.
UsuńMożliwe. Ale imię i tak mi się podoba. A to zdanie uważam za prawdę. Gdyby każdy dbał tylko o własne dobro, chaos byłby nieunikniony.
Prawda, lecz jeżeli dba się wyłącznie o "dobro ogółu" to wtedy zupełnie zapomina się o wartości pojedynczego człowieka. Trzeba znaleźć równowagę ;)
UsuńFaktycznie. Myslę, że jednak nie łatwo ja osiągnąć.
UsuńJak zwykle wyjdę na malkontenta, no ale obiecałam sobie, że cokolwiek komukolwiek napisze będę szczera.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze i najważniejsze masz talent, lekkie pióro, wrażliwość i umiejętność przekuwania emocji na słowa. Co do tego nie mam wątpliwości, za dużo już twoich tekstów przeczytałam.
Tylko tego talentu nie widać w tym opowiadaniu.
Nie zrozum mnie źle pomysł jest bardzo fajny z niesamowitym potencjałem, sam tekst jest poprawnie napisany. No właśnie poprawnie napisany. Po tym jak czytałam „Odpowiedni dom” i „Dwupalczastego Joe” gdzie malowałaś słowem, powolutku, cierpliwie budowałaś klimat, potrafiłaś w jednej scenie zarysować charakter postaci tak ze widziałam żywych ludzi z krwi i kości. Po czymś takim poprawnie to jest słabo.
Jest ogólnie taka zasada: „Pokaż, nie mów”. W tym tekście jest bardzo mało pokazywania i dużo mówienia. Widać w nim pośpiech, pewną zwięzłość, której nie było w twoich poprzednich tekstach. Zwięzłość często bywa zaletą, ale nie w tym przypadku. Widać to zwłaszcza w finale, do którego w sumie niewiele prowadzi. Znaczy się nie widzimy tu rozterek chłopaka. Nie widzimy też wroga, poza ostatnią sceną. No właśnie ostatnia scena.
On to kupił. To co ona mu powiedziała. Tak po prostu. Podchodzi do ciebie twój największy wróg, ktoś kogo masz powody nienawidzić, opowiada ci jakąś łzawą historyjkę, na której potwierdzenie nie ma absolutnie żadnych dowodów, a która wręcz przeczy wszystkiemu co wiesz. A ty to od tak kupujesz? Dlaczego? Na "bo tak"? Brakuje mi tutaj chociażby jednego, najmniejszego powodu, dla którego bohater ma tej kobiecie wierzyć.
Jest tutaj też masę zmarnowanego potencjału. Nie widzieliśmy tego żeby chłopak zmagał się z dylematem. Nie widzimy za wiele jego ukochanej, tak żeby było nam jej jakoś szczególnie żal. No właśnie, wprowadzasz tutaj sporo postaci, za dużo jak na tak małą objętość tekstu, za dużo żeby którąś można jakoś wyraźniej rozwinąć (może poza uzdrowicielem) i żeby stała się dla czytelnika człowiekiem z krwi i kości. Nie widzimy tego czym bliscy głównego bohatera się zajmują, dlaczego uważają to za takie ważne, a bez tego ich fanatyzm i chore podejście do obowiązków aż razi bo wydaje się zupełnie nieuzasadnione.
Ogólnie mam właśnie wrażenie, że zabrakło ci cierpliwości do tego tekstu, do samej historii.
Podsumowując, tekst jest jak najbardziej poprawny, tylko że umiesz o wiele lepiej niż to co w nim pokazałaś.
Jeśli miałabyś pisać tu kłamstwa, to ja dziękuję. Szczere słowo, nawet bolesne, da więcej niż puste pochlebstwo. I za każdą krytykę jestem niesamowicie wdzięczna.
UsuńTo może zabrzmieć dziwnie, ale ja tamte opowiadania widziałam. Kiedy pisałam, to nie tworzyłam, ale zwyczajnie opisywałam. Ja byłam w tamtym barze, obserwowałam, jak Max i reszta włamywali się do domu. A pisząc to nie widziałam nic, nie podczas pisania. Wcześniej, kiedy z dala od Worda myślałam nad tym opowiadaniem wyglądało to zupełnie inaczej.
Sama bym tego nie kupiła. Teraz mi wstyd, że w ogóle to wstawiłam, jednak ostatnio mam mało czasu na pisanie, choć paradoksalnie mam wakacje. Nie lubie pisać urywkami, bo raz: to po pewnym czasie zaczynam się nudzić pomysłem, a dwa - trudno wczuwać się za każdym razem w sytuację. Jedynie tym mogę się wytłumaczyć.
Dziękuję za komentarz za krytykę i ogólną pochwałę.
Dobrze, że to dałaś, pomysł jest naprawdę bardzo ciekawy i zdecydowanie jest z czym pracować. Tylko mi tu brakuje połowy opowiadania.
UsuńGdybym była redaktorem, który dostałby ten tekst powiedziałabym żebyś dodała parę scen. Coś na początek z interakcją głównego bohatera i jego dziewczyny żeby mocniej wciągnąć czytelnika w ich relacje, nakreślić jakaś bliskość. Plus coś dłuższego co pokaże pracę rodziny, to czemu są tacy ważni, pomogłoby przedstawić głównego wroga i w tło można by ładnie wpleść w nie rozterki bohatera. Zredukowałabym też liczbę ważniejszych bohaterów. Chodzi głównie o matkę, której jest za dużo żaby mogła być bohaterem tła a sama w sobie nie ma większego znaczenia w tekście. Gdyby scalić jej postać z wieszczką albo uzdrowicielem to by wyszło historii na dobre. Mniej ważnych postaci, więcej czasu dla każdej i dzięki temu każda byłaby mocniej zarysowana i prawdziwsza. No ale redaktorem nie jestem, to twój tekst i jak już powiedziałam jest poprawnie napisany.
Co do nudzenia się pomysłem/historią to obawiam się, ze to jest standard przy dłuższych historiach. Tyle, że często jeśli się znudzeniu nie poddasz, piszesz dalej to pasja wraca. Po prostu trzeba pisać i przetrwać. Przynajmniej ja tak mam. Są też takie sceny, które za nic nie chcą wyjść dobrze, ale jak je napisze się choć po macoszemu i pójdzie z tekstem dalej po pewnym czasie nagle zdajesz sobie sprawę jak to powinno wyglądać. A zaletą bloga jest to, że zawsze można edytować lub umieścić w nowej notce poprawioną wersję. Pisanie to proces pełen ciągłych poprawek, nowych początków. Za jakiś czas możesz zawsze wrócić do tego opowiadania. Wracanie po czasie, wprowadzanie poprawek, odkrywanie własnego tekstu na nowo to wspaniały proces.
Pomysł to niestety nie wszystko, jak widać. Dziękuję raz jeszcze. Postaram się to zmienić. Twoje rady z pewnością okażą się niezwykle pomocne.
UsuńOstatnio miałam właśnie taką jedna sytuację, która ni jak nie chciała mi wyjść. W końcu się jednak wzięłam w garść, przeszukałam Internet i jako tako udało mi się to sklecić. A z efektu jestem nawet zadowolona. Mam nadzieję, ze i tym razem uda mi się odnaleźć w sobie determinację i upór.
Bardzo treściwy rozdział. Dużo się dzieje, głównie złego, czuć atmosferę żalu i złości, na koniec serwujesz nam zawarcie paktu z diabłem. Co do fabuły nie mam zastrzeżeń, atmosfera gęsta i łatwo wyczuwalna, przyczepię się natomiast nieco do stylu. Jak dla mnie za mało zdań złożonych. Proste, wyrażenia, informacja i kropka, informacja i kropka. Aż prosiło się o głębsze pochylenie nad rozbudową niektórych momentów, miejsc. Wyszłoby coś... no, powiedziałbym nawet, że niezwykłego. A tak jest tylko, i aż dobrze. Po lekturze poprzednich opowiadań mam pewnosć, że stać Cię na więcej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i nie miej mi tego za złe :)
Nie mam Ci tego za złe. Wręcz przeciwnie - dziękuję. Wiem, że to nie jest moje najlepsze opowiadanie. Najgorsze niestety też nie. Mam zamiar je poprawić.
Usuń