Dziewczyna siedziała w parku, zajadając się ciasteczkami i
czytając książkę. Wokół niej biegały niepokorne dzieci, a na innych ławkach
zasiadali ich opiekunowie, czujnie przypatrując się zabawie maluchów. Gromady
szarych gołębi przelatywały z miejsca na miejsce, szukając spokojnego zakątka, gdzie nie będą
nękane przez szarżujące na nie psy, rowery i biegnących ludzi.
Czas szybko jej płynął, a raczej nie zwracała na niego uwagi,
zatopiona w lekturze. Lekki wiatr targał kartkami książki, jednak i to
pozostawało poza granicą jej postrzegania. Samotna, przykucnięta na drewnianej
ławeczce przy niewysokim krzewie postać, nie zauważyła również, kiedy pewien
szkrab od tyłu wykradł jej przekąskę. Od spisanych na kartkach historii oderwał
ją dopiero mrok kończącego się dnia, które przegrywało codzienną walkę z nocą.
Z zaskoczeniem zorientowała się, ile czasu tu już spędziła.
Zgarnęła swoje rzeczy z siedziska i wrzuciła je do szarej
torby. Dopiero teraz poczuła chłód nadchodzącej jesieni; kuliła się z zimna,
ubrana jedynie w cienką sukienkę na ramiączkach i bawełniany sweterek. Właśnie
ta niesprzyjająca pogoda skłoniła ją do wybrania drogi na skróty wiodącej przez
ten rzadko uczęszczany fragment parku, o którym krążyły różne pogłoski.
Idąc ścieżką wyłożoną kocimi łbami, pogrążoną w cieniu z
powodu nie zapalonych jeszcze lamp, rozglądała się wokół czujnie. Mimo
ostrożności, słysząc łkanie i wesołe okrzyki, które, jak się zdawało, przywiódł tu
między gęstym listowiem wiatr, dziewczyna aż drgnęła. Z początku chciała jak
najszybciej stamtąd zniknąć, jednak okrzyk strachu, niewątpliwie wydobyty z
dziecięcego gardziołka, wzbudził w niej litość. Zboczyła ze ścieżki i ruszyła w
stronę odgłosów.
Po minucie szybkiego marszu dotarła do miejsca, gdzie grupka
wysokich, postawnych nastolatków, mniej więcej w jej wieku, okrążyła małego
chłopca. Maluch, nie mogący mieć wiece niż osiem lat, był wyraźnie
przestraszony. Jego strach działał jednak pobudzająco na jego oprawców.
Dziewczyna niepewnie stała jakieś piętnaście metrów od nich,
niezauważona. Przyglądała się czterem chłopakom, którzy popychali i wyśmiewali
się z dziecka. Czuła lęk - oczywiście nie tak wielki jak ono. Przez pewien czas
rozważała nawet ucieczkę. Jednak właśnie wtedy zdawało jej się, że chłopiec
dostrzegł ją pomiędzy swoimi oprawcami i bezgłośnie poprosił o pomoc. Wówczas
jej opór ustąpił miejsca determinacji.
Zrzuciła zawadzającą jedynie torbę na ziemię i pobiegła w ich
kierunku
- Hej! – zawołała, widząc, jak jeden z chłopaków pchnął małego
brutalnie na ziemię, a reszta wybuchła śmiechem. - Zostawcie go!
Nastolatek, który przewalił małego, ledwo zdążył się odwrócić,
by dostrzec postać biegnącą w jego stronę. Dziewczyna mierząca sobie niecałe
metr siedemdziesiąt wzrostu, była drobna niczym porcelanowa lalka przy tych
dryblasach, jednak zaskoczenie i szybkość podziałały na jej korzyść – chłopak
przewalił się.
- Nie wstyd wam pastwić się na małym dzieckiem!?- spytała
wściekła, pomagając małemu wstać.
Byli wyraźnie zaskoczeni – za równo jej interwencją, jak i
tym, kim jest; bo czy rozsądna dziewczyna zadarła by z czwórką nieobliczalnych,
o głowę wyższych i o wiele silniejszych typków spod ciemnej gwiazdy? Tyle, że
ona najwyraźniej straciła cały swój rozsądek z chwilą, gdy dostrzegła jak się
zabawiają.
- Spadaj stąd, mała – warknął przysadzisty gość ogolony na
łyso. – Chyba że chcesz, byśmy porachowali ci kości? – Z tymi słowami zrobił
krok w jej stronę, podkasując rękawy ciemnej bluzy.
Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała mu w twarz.
- Nie trzeba. Mam ich dwieście sześć – odpowiedziała chłodno.
Wyraz twarzy łysego – zaskoczenie i oszołomienie – dały dziewczynie wiele
satysfakcji. Pochyliła głowę i szepnęła
do chłopca: - Uciekaj stąd, leć do domu.
Małemu nie trzeba było tego powtarzać. Zostawił ją samą, nie
oglądając się za siebie. Wraz ze sobą, jak można by powiedzieć, zabrał całą jej
odwagę i pewność siebie. Dziewczyna nagle zdała sobie sprawę, w jak
niebezpiecznej znalazła się sytuacji.
Pomyślała, że powinna była malcowi nakazać kogoś poinformować
o tym, co się tu stało. Teraz nie wiedziała, czy może liczyć na czyjąś pomoc.
Chłopacy już zdążyli otrząsnąć się z lekkiego zaskoczenia,
jakie wywołała.
- Kurcze, przez ciebie nam uciekł! – z pretensją wyrzucił
szczupły, tępawo wyglądający rudzielec. Trądzik na jego twarzy widoczny był
nawet w ciemnościach.
Ten, który został przewalony, postawny szatyn, mierzył ją
teraz groźnym wzrokiem. Podobnie było z pozostałymi. Jednak jak na razie, nikt
się na nią nie rzucił.
Zanim jednak dziewczyna zdobyła się na ucieczkę, szatyn rzucił
do swoich kumpli:
- Skoro przez nią ten smarkacz nam zwiał, może zabawimy się z
nią?
Pomysł spodobał się reszcie. Zanim dziewczyna zdążyła zrobić
cokolwiek, szatyn złapał ją za ramię i przytrzymał. Wolną ręką sięgnął do jej
twarzy; jego szorstkie palce chwyciły ja za podbródek.
Dziewczyna poczuła narastającą panikę; zaczęła szarpać się,
wołać i rzucać groźby. Chłopacy śmiali się z jej prób. Zanim jednak posunęli
się do czegoś więcej, kolejny okrzyk protestu przedarł się przez dzikie
śmiechy:
- Gówniarze! Won stąd, zanim wezwę policję!
Z niewielkiego wzniesienia zbiegał w stronę grupki mężczyzna.
Obok niego biegł wesoło owczarek niemiecki, niezważający na to, czego jest
świadkiem.
Banda chłopaków, widząc zbliżającą się osobę, zwiała, śmiejąc
się i zostawiając za sobą liczne wyzwiska.
Mężczyzna
podbiegł do dziewczyny, przewróconej na ziemię. Zaraz po nim, pojawił się przy
niej pies, obwąchując ja i łasząc się do niej jak do starej znajomej.
- W porządku?
– spytał. Dziewczyna kiwnęła głową; drżała, już nie tylko z zimna, ale również
z powodu adrenaliny, której poziom powoli zaczął opadać. – Choć, zaprowadzę cię
do domu.
Kiedy
opuszczali park, latarnie właśnie się zapalały, tworząc z niezbyt przyjaznego
miejsca, przytulny zakątek, w którym można spędzić przyjazny wieczór.
Edytowany dnia: 20.05.2014 rok